Zakończenie sezonu Premier League

Po 283 dniach doszło do finiszu angielskiej ligi. Zakończony sezon był jednym z najlepszych, bo do ostatniej kolejki nie znaliśmy mistrza, klubów, które zagrają w europejskich pucharach i wszystkich spadkowiczów.

Wyścig o mistrzostwo

Manchester City – Aston Villa (3 – 2), Liverpool – Wolves (3 – 1)

Man City dzięki znakomitej końcówce meczu z Aston Villą drugi raz z rzędu zostaje mistrzem Anglii i tym samym w pięciu ostatnich sezonach czwarty raz dokonuje tego prestiżowego osiągnięcia. Jak już wspomniałem, trzypunktową zdobycz obywatele upolowali w ostatnich minutach rywalizacji z podopiecznymi Gerrarda, którzy jeszcze do 76. minuty pewnie wygrywali 2:0. Wprowadzony chwilę wcześniej Ikay Gundogan najpierw zdobył gola kontaktowego, a po trafieniu O. Zinchenko Niemiec ustalił wynik spotkania na 3:2 dla gospodarzy.
Wydarzenia z ostatniego kwadransu rywalizacji z The Villans doskonale obrazują siłę Man City – nawet kiedy słabszy występ zalicza Kevin De Bruyne, Pep Guardiola może postawić na kolejnego wybitnego gracza, który potrafi zdobyć dwa trafienia na wagę mistrzostwa.
Choć zupełnie niespodziewanie tydzień przed ostatnią kolejką podopieczni katalońskiego szkoleniowca zgubili punkty w meczu z West Hamem (2 – 2), to zdołali oni udźwignąć ogromną presję, jaka na nich ciążyła.
Jednopunktowa przewaga mistrza nad wiceliderem nie pokazuje słabości zespołu z pierwszej pozycji, tylko fantastycznego poziomu obu tych zespołów.

Niedzielnego wieczoru Liverpool finalnie stracił szansę na tak często prognozowaną poczwórną koronę.
The reds na skutek remisu z Tottenhamem (1 – 1), jaki miał miejsce na początku maja byli w pełni zależni od postawy Man City. Przez długi czas kibice The Reds mogli wierzyć w zdobycie 20-tego mistrzostwa kraju, jednak wspominany Ikay Gundogan pogrzebał ich nadzieje. Bardzo smutnym dla sympatyków Liverpoolu musiał być obrazek, kiedy pełen radości Mohamed Salah chwilę po celebrowaniu gola na 2 – 1 utracił swój uśmiech po dowiedzeniu się, że City również wygrywa swój mecz. Małym pocieszeniem dla Egipcjanina jest z pewnością, iż razem z Heung-min Sonem został on najlepszym strzelcem Premier League.
Teraz pozostaje tylko pytanie jak ten rozczarowujący dla podopiecznych Kloppa finisz Premier League wpłynie na nich przed finałem Ligi Mistrzów z Realem Madryt. Choć dokładną odpowiedź na to pytanie poznamy dopiero w sobotni wieczór, to myślę, że wyjdą oni na mistrzów Hiszpanii z przekonaniem, iż trzeba zrekompensować sobie i kibicom ten nie zakończony trofeum sezon ligowy. Warto też zaznaczyć, iż choć piłkarze z Anfield nie sięgnęli po ten tytuł, to mają oni za sobą zaciętą batalię o mistrza, mimo że jeszcze w styczniu ich strata do City wynosiła aż czternaście punktów.

Londyńska walka o Ligę Mistrzów

Norwich – Tottenham (0 – 5), Arsenal – Everton (5 – 1)

W pełni zasłużenie koguty po dwuletniej przerwie wracają do Champions League. Mimo że po serii dwóch bardzo nieudanych spotkaniach z Brightonem (0 – 1) i Brentfordem (0 – 0) wydawało mi się, że podopieczni Conte nie mają już większych szans na zajęcie czwartej pozycji, to Spurs świetną końcówką sezonu zdołali osiągnąć ten sukces.
Niezwykle ważna była domowa wygrana z Arsenalem (3 – 0), który do ostatniej kolejki był największym rywalem Tottenhamu w walce o grę w LM. Co ciekawe w kluczowym meczu z Norwich piłkarzom Conte wydawało się, że najbardziej zależało na trafieniach walczącego o koronę króla strzelców Sona, a nie zdobycz trzech punktów. Na szczęście dla kibiców tej Londyńskiej ekipy, koguty w ostatniej kolejce zmierzyli się z najsłabszą drużyną ligi i udało im się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu – Son dogonił Mohameda Salaha w liczbie zdobytych goli, a cały zespół zakwalifikował się do Champions League.

Prawdę mówiąc trochę żal mi Arsenalu, który mimo tego, że zagrał najlepszy sezon od co najmniej trzech sezonów, to nie zagra w LM. Jest to spowodowane dwukrotnym potknięciem się tuż przed metą, czyli porażkach w derbach Londynu z Tottenhamem (0 – 3) i klęsce w rywalizacji z Newcastle (0 – 2), która musi szczególnie boleć sympatyków kanonierów.
Jeśli jednak spojrzymy na The Gunners z innej, bardziej optymistycznej perspektywy, to zwrócimy uwagę na to, że po dwuletniej przerwie wracają oni do Ligi Europy i w końcu zauważalny jest rozwój tego zespołu. Największym problemem Mikela Artety i jego podopiecznych będzie brak napastnika, ponieważ jedynym dziewiątkom Arsenalu (czyli Lacazette’owi i Nketiahowi) już za miesiąc kończą się umowy z ich pracodawcą. Jeśli uda się załatać tę dziurę, to kanonierów z pewnością czeka kolejny udany sezon.

Liga Europy i Konferencji

Do LE w dość zabawnych i niecodziennych okolicznościach awansowały czerwone diabły. Mimo że przegrały one z Crystal Palace (0 – 1), to z racji jeszcze wyższej klęski West Hamu (1 – 3) zajęły one piątą pozycję gwarantującą grę w tych rozgrywkach. Man United w przeszłości szczególnie dobrze radził sobie w Europa League, bo w trzech ostatnich edycjach w których wystąpili dwukrotnie zagrali w finale (raz nawet go wygrali) i raz doszli do półfinału.

Jak już wspomniałem, klęska młotów sprawiła, że nie dostali się oni do Ligi Europy, lecz Ligi Konferencji. Oznacza to, że podopieczni Davida Moyesa będą jednymi z faworytów do wygrania tego turnieju.

Kto spada?


Jak co roku z najwyższą angielską klasą rozgrywkową pożegnały się trzy zespoły. W tym roku utrzymać nie udało się Norwich, Watfordowi i Burnley.

O ile spadek tych pierwszych, często nazywanych kanarkami nie powinien nas szczególnie dziwić, tak dwa pozostałe zespoły z Premier League pożegnały się w ciekawszych okolicznościach.

Watford stosował w tym sezonie taktykę bardzo popularną w polskiej lidze, czyli częste rotowanie menedżerami. Na początku sezonu zespołem szerszeni opiekował się Xisco Munoz, który w październiku został zamieniony Claudio Ranierim. Włoski trener, jakiemu udało się wygrać mistrzostwo Anglii z Leicester popracował w Watfordzie przez cztery miesiące, w trakcie których udało mu się wygrać aż dwa mecze. Od stycznia tą drużyną opiekuje się Roy Hodgson, jednak już od lipca zostanie on wymieniony na Roba Edwardsa. Taka niestabilność szerszeni zaskutkowała bardzo niskim dorobkiem punktowym wynoszącym zaledwie 23 oczka.

Burnley jest zupełnie innym klubem, bo jeszcze do niedawna pracował w nim Sean Dyche, który w tej drużynie pojawił się w 2012 roku. Sympatyczny szkoleniowiec pożegnał się jednak z pracą, kiedy na sześć kolejek przed końcem Premier League jego podopieczni wciąż znajdowali się w strefie spadkowej. Na jego miejscu pojawił się Mike Jackson, który jak żartowali dziennikarze Kanału Sportowego próbował moonwalkiem wyprowadzić swój zespół z tej katastrofalnej pozycji. Choć z początku udawało im się wygrywać spotkania, to z czasem wrócili oni do regularnych klęsk. Mimo obecności takich graczy jak James Tarkowski, W. Weghorst czy Nick Pope, Burnley po pięciu latach żegna się z Premier League.

Najlepsi piłkarze sezonu

W tym miejscu wybrałem pięciu zawodników, którzy zanotowali szczególnie udany sezon. Myślę, że w przeciągu tygodnia pojawi się większy tekst na ten temat, w którym na przykład wybrałbym najlepszą jedenastkę angielskiej ligi.

Heung-min Son (35 meczów, 23 gole i 7 asyst)

Zwycięska walka Tottenhamu o powrót do LM z pewnością nie byłaby możliwa, gdyby nie doskonała strzelecka forma Koreańczyka. W dziewięciu ostatnich meczach zdobył on 10 bramek, do których dołożył dwie asysty. Warto zaznaczyć, że pod względem liczby trafień to jego najlepszy sezon w Premier League, mimo iż w dwóch innych miał on jeszcze więcej występów.

Mohamed Salah (35 meczów, 23 gole i 13 asyst)

Zupełnie inaczej wyglądał Mo Salah, bo prawie 65% bramek zdobył on w poprzednim roku. Wówczas był on w na tyle genialnej dyspozycji, że głośno mówiło się o jego kandydaturze do złotej piłki, w której finalnie zajął dopiero siódme miejsce. Trzeba przyznać, że w nowym roku Egipcjanin nie wygląda tak dobrze jak wcześniej, czego przyczyną może być zmęczenie spowodowane rozegraniem w styczniu Pucharu Narodów Afryki. Statystyki bronią jednak skrzydłowego Liverpoolu.

Jarrod Bowen (36 meczów, 12 goli i 10 asyst)

Najbardziej nieoczywistym wyborem musi być prawy pomocnik West Hamu. Oczywiście wiem, że nie jest on graczem o poziomie innych wymienianych tu graczy, to musimy wspomnieć o jego bardzo ważnej roli w całym tym sezonie młotów. Z wynikiem ponad 3 tysięcy minut na karku jest on najczęściej grającym ofensywnym graczem swojego zespołu i jego najlepszym strzelcem i asystentem. Znacznie poprawił on swoje liczby, bo w poprzednim sezonie miał on cztery gole i dwie asysty mniej. Bardzo możliwe, że na najbliższych zgrupowaniach reprezentacji Anglii pojawi się właśnie ten niepozorny 25-latek.

Mason Mount (32 mecze, 11 goli i 10 asyst)

Spośród wszystkich ofensywnych graczy Chelsea (zajmującej trzecią pozycje w tabeli) pozytywnie wyróżnić należy Mounta. Gołym okiem można dostrzec, iż z meczu na mecz 23-letni piłkarz coraz lepiej odnajduje się na pozycji ofensywnego pomocnika. Przed rozpoczęciem tego sezonu nikt nie spodziewał się, że wychowanek The Blues będzie jej najlepszym strzelcem i asystentem kiedy w jej szeregach grają m.in. Romelu Lukaku, T. Werner czy Kai Havertz. Podobnie jak Bowen, Mount jest już pewniakiem do gry w koszulce reprezentacji Anglii.

Kevin De Bruyne (30 meczów, 15 goli i 8 asyst)

Przy porównywaniu KDB do powyżej opisywanych graczy warto wspomnieć, że jest on środkowym pomocnikiem, czyli graczem nie wysuniętym do przodu. Faktem robiącym jeszcze większe wrażenie jest ten, iż jest on najlepszym strzelcem i asystentem Manchesteru City i absolutnie fundamentalną postacią dla całej układanki Pepa Guardioli. Końcówka sezonu była w jego wykonaniu naprawdę udana (może poza ostatnim meczem z Aston Villą), bo w samym maju Belg strzelił cztery gole i zaliczył dwie asysty. Dla porównania w całym tym sezonie ligowym Paul Pogba tylko raz pokonał bramkarza rywali.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *