Jesteśmy już po pierwszych meczach eliminacji do europejskich pucharów, w których wystąpiły trzy polskie zespoły. Każdy z nich rozegrał świetny mecz zakończony wygraną, przyjrzyjmy się jednak bliżej każdej z tych rywalizacji.
Lech Poznań – Karabach 
(1 – 0)
We wtorkowy wieczór na ulicę Bułgarską w Poznaniu przyjechali piłkarze z Kazachstanu. Już na samym wstępie do omawiania tego spotkania warto zaznaczyć, że Karabach jest bardzo silnym zespołem o dużym doświadczeniu na europejskim podwórku – w ośmiu ostatnich sezonach drużyna ta co roku grała w Lidze Europy, Lidze Mistrzów lub Lidze Konferencji.
Spotkanie mistrza Polski z mistrzem Kazachstanu rozpoczęło się niezwykle emocjonująco – po pięciu pierwszych minutach gospodarze raz, a goście dwa razy zameldowali się w polu karnym rywala. Już wtedy pewnym było, że przybysze ze wschodu w dużym stopniu opierają swoje akcje o A. Zoubira, który był zdecydowanie najlepszym zawodnikiem swojej drużyny. 30-letni Francuz, który cztery lata temu był piłkarzem Lens (dzisiejszej ekipy m.in. Adama Buksy) bardzo często dryblował i bez większych przeszkód wchodził w pole karne Kolejorza.
Równie aktywny był kapitan Lecha, czyli Mikael Ishak. Szwed często pomagał w rozegraniu akcji gospodarzy, na przykład w piętnastej minucie, kiedy po raz pierwszy bramkarz rywali musiał interweniować. Dwadzieścia pięć minut później po doskonałej akcji kilku piłkarzy (bo aż sześciu zawodników gospodarzy w niej uczestniczyło) padła pierwsza bramka tego spotkania, którą zdobył właśnie 29-letni najlepszy strzelec Kolejorza z poprzedniego sezonu. Ishak dwukrotnie zmylił obrońców rywali i znalazł sposób, aby urwać się z krycia.
W pierwszej połowie doszło do niecodziennego zdarzenia, bo na murawie pojawiły się dwa małe ptaki, przez które dwukrotnie zatrzymano mecz, aby przenieść je w nieco bardziej bezpieczne miejsce.
Poza tak dobrymi fragmentami, jak końcówka pierwszej części gry, Lechowi zdarzały się zdecydowanie słabsze momenty. Zarówno w 46. jak i 73. minucie gospodarze popełnili błędy tuż przy swoim polu karnym, jednak goście razili nieskutecznością.
Pozytywnie wyróżniłbym oczywiście Ishaka, Jespera Karlstorma (pomocnika), Pedro Rebocho (prawego obrońcę) oraz Artura Rudko (debiutującego w Lechu bramkarza). Co ciekawe, na boisku nie zobaczyliśmy Alfonso Sousy, o którego przenosinach pisał nawet Fabrizio Romano. Na murawie zameldował się jednak najdroższy nabytek Poznańskiej ekipy, czyli Adriel Ba Loua, który choć imponował techniką, to nie zaliczył szczególnie udanego występu.
Wygrana Lecha w eliminacjach do LM powinna cieszyć wszystkich polskich kibiców, bo jeśli Kolejorz zdoła przejść dwumecz z Karabachem to będzie pewny gry co najmniej w Lidze Konferencji. Jednobramkowa przewaga nie jest pewną zaliczką, dlatego John van der Brom będzie musiał zadbać, aby jego podopieczni w rewanżu zagrali równie dobre spotkanie. Holenderski trener zaliczył udany debiut, bo nie dość, że narzucił swoim graczom ofensywny styl, to jeszcze sprawił, że Karabach po raz pierwszy w historii przegrał inauguracyjny mecz eliminacyjny.
Myślę, że to, co trener wymagał od nas od początku, konsekwentnie realizowaliśmy. Nie zawsze to wyglądało ładnie, bo Karabach utrzymywał się przy piłce, aczkolwiek rywale nic z tego nie mieli. Dla nas najważniejsze było to, że w newralgicznym momencie potrafiliśmy się podnieść, zaatakować, pressować, odebrać piłkę i wykorzystać szansę. Byliśmy do bólu skuteczni
~Radosław Murawski (pomocnik Lecha)
Pogoń Szczecin – Reykjavik 
(4 – 1)
Pogoń dwa dni po rywalizacji Lecha również zmierzyła się z zagraniczną ekipą, a dokładniej Reykjavikiem. Zespół ze stolicy Islandii nie jest nawet mistrzem tego państwa (zajął on 6. pozycję), a w eliminacjach do Ligi Konferencji znalazł się dzięki wynikom w tamtejszym pucharze krajowym.
Pierwsze minuty rywalizacji między tymi drużynami wyraźnie pokazały, że gospodarze znacznie przewyższają jakością swoich rywali. Niewiele zabrakło, aby już w trzeciej minucie Kamil Drygas zdobył bramkę przewrotką, lecz bramkarz Reykjaviku obronił ten strzał. Pomocnik ze Szczecina nie musiał długo czekać na swojego gola, bo po około 210 sekundach wpakował piłkę do siatki i zdobył pierwszą bramkę tego meczu. Asystował mu Sebastian Kowalczyk.
Kowalczyk 10 minut później nie wykorzystał sytuacji sam na sam z bramkarzem rywali, lecz Luka Zahović zdołał w tej okazji wpakować piłkę do pustej bramki. Wówczas było widać jak na dłoni, że obie drużyny dzieli spora różnica jakościowa – Reykjavik przez większość czasu był zmuszony do obrony i rzadko kiedy oddalał się od własnego pola karnego.
Trzecią asystę Sebastian Kowalczyk zaliczył po doskonałym długim podaniu do Jakuba Bartkowskiego. Prawy obrońca Pogonii zdobył bramkę uderzeniem głową „ze szczupaka”.
Drugiego gola głową Bartkowski strzelił w 56. minucie po dośrodkowaniu z rzutu rożnego. Defensor szczecińskiej drużyny zdobył wówczas ostatnie trafienie swojej ekipy.
Niestety kiedy tablica wyników wskazywała rezultat 4:0 gospodarze się rozluźnili, za co zostali skarceni. Chwilkę po dość przypadkowej akcji Islandczyków, goście zdołali wykorzystać kolejną okazję i zdobyć ostatnią bramkę meczu.
W ostatnich minutach po wrzutce Kamila Grosickiego Sebastian Kowalczyk był bliski pokonania bramkarza rywali, lecz nie udała mu się ta sztuka. Musimy zaznaczyć, że choć Grosicki nie zdobył żadnego gola, ani nie zaliczył asysty, to przez większość spotkania był bardzo aktywny. 86-krotny reprezentant Polski w pomeczowym wywiadzie zaznaczył, że choć jego drużyna zaliczyła świetny mecz, to żal mu rozluźnienia, które spowodowało straconą bramkę.
Podobnie jak skrzydłowy gospodarzy powiedziałbym, że Pogoń bardzo dobrze się zaprezentowała na tle słabego rywala, lecz nie powinna pozwalać sobie na dekoncentrację. Podopieczni Jensa Gustafssona mogą już być raczej pewni awansu, jednak nie mogą zlekceważyć Reykjaviku aby nie doszło do żadnej katastrofy. Jeśli uda im się przejść do następnej rundy, to zmierzą się w niej z duńskim Brondby.
Lechia Gdańsk – A. Pandev 
(4 – 1)
Do Gdańska przyleciała natomiast drużyna Akademija Pandev. To klub bez większej historii, bo ma zaledwie 12 lat (Lechia dla porównania ma 77), a swoje powstanie zawdzięcza byłego piłkarza Goranowi Pandevowi, który go utworzył. Jego zespół jeszcze nigdy nie został mistrzem Macedonii, a w poprzednim sezonie zajął drugą pozycję w ligowej tabeli.
Podobnie jak w poprzednio omawianych meczach, ten również rozpoczął się niezwykle intensywnie. Niewiele brakowało, a goście już w 40 sekundzie meczu objęliby prowadzenie, natomiast kibice Lechii na pierwszy poważny strzał swoich ulubieńców musieli czekać około 5 minut dłużej.
W szóstej minucie mecz przerwano. Powodem tej decyzji były zamieszki na trybunie gospodarzy, na której pojawili się uzbrojeni chuligani. Na oglądanie futbolu kibice musieli poczekać około 30 minut, ponieważ tyle właśnie zajęło uspokojenie sytuacji. Zachowanie kiboli nie uszło uwadze UEFy, która najpewniej nałoży na Gdański klub karę finansową.
Wicemistrzowie Macedonii po wznowieniu gry przeprowadzili jedną szczególnie groźną, martwiących sympatyków Lechii akcję, która zakończyła się interwencją bramkarza gospodarzy – Dusana Kuciaka.
Niedługo później podopieczni Tomasza Kaczmarka zaczęli wysoko naciskać na rywala, co szybko przyniosło pożądane skutki. Conrado chwilę po odebraniu piłki pod polem karnym rywala zagrał piłkę do (widocznego na głównym zdjęciu) Flavio Paixao, który zdobył pierwszego gola meczu.
W porównaniu do Reykjaviku, Akademja Pandev potrafiła atakować. Niedługo po premierowym trafieniu gospodarzy, Macedończycy również byli bliscy zadania dotkliwego ciosu, lecz dzięki interwencji Kuciaka nie doszło do straty bramki.
Niedługo później, znów dzięki wysokiemu pressingowi Lechia przejęła piłkę na środku boiska. Kiedy trafiła ona do Flavio, ten precyzyjnie podał prostopadle do Łukasza Zwolińskiego, który wykończył tę akcję. Ten duet napastników zaliczył wczoraj genialny występ i w ogromnym stopniu przyczynił się do wygranej gości.
Po 14 minutach 19-letni Jakub Kałuziński zmylił pomocnika rywali, podał piłkę do Zwolińskiego, a ten wypuścił na wolne pole Flavio Paixao, który zdobył bramkę na 3:0. Lechia zdobywała przedwczoraj bramki takie jak ta głównie dzięki agresywnemu podejściu do rywala i oczywiście prostopadłym piłkom kierowanym do 37-letniego Portugalczyka.
Druga połowa swoim przebiegiem przypominała pierwszą odsłonę meczu. Lepiej zaczęli ją goście, którzy wykorzystali błąd Rafała Pietrzaka i o mały włos nie zdobyli wówczas gola na 3:1. Za uratowanie zespołu znów musimy w tym miejscu pochwalić Dusana Kuciaka, który doskonale interweniował.
Z racji stosunkowo niskiej stawki tych meczów z perspektywy UEFy, nie mamy w nim Varu. Ten fakt bardzo pomógł Biało-Zielonym, bo w tej sytuacji Michał Nalepa sfaulował rywala w polu karnym, czego nie zauważył sędzia.
Choć Marco Terrazino (ofensywny pomocnik gospodarzy) nie rozegrał wybitnego spotkania, to miał swój moment. W 66 minucie Niemiec idealnie znalazł Flavio Paixao, który uderzeniem w okienko lewą nogą skompletował hat-tricka i zdobył ostatnią bramkę dla gospodarzy.
Później dochodziło do momentów dekoncentracji, jak na przykład gdy Pietrzak dotknął piłkę ręką w polu karnym (ale sędzia znów tego nie zauważył), lub gdy nie pokryto rywali po rzucie rożnym i padła bramka na 4:1.
Mimo tych fragmentów, Lechia zagrała naprawdę dobre spotkanie z nie tak słabą drużyną. Niezwykle podobały mi się fragmenty, gdy Lechiści wychodzili wysokim pressingiem na rywala (podobnie do Liverpoolu Jurgena Kloppa), bo to doskonała opcja do zdobywania piłki blisko bramki rywala. Jeśli Lechia przejdzie do kolejnej fazy turnieju, to zmierzy się z Rapidem Wiedeń.
Na taki scenariusz z pewnością liczy bohater tego meczu – Flavio Paixao. Portugalczyk, który już od sześciu lat gra dla gdańskiej drużyny zagrał wczoraj fenomenalny mecz, a po jego zakończeniu udzielił również bardzo ciekawej wypowiedzi.
Wiek to tylko liczba. Wszystko jest w głowie, trzymam dyscyplinę, brzuch musi być odpowiedni. Wchodzę w ten sezon z dużą pewnością siebie. (o Jakubie Kałuzińskim – red.) Zawsze mówiłem, że on musi jak najszybciej grać za granicą, w dużym klubie z Europy
~Flavio Paixao