Każda kolejka fazy grupowej była niezwykła, jednak z całą pewnością to ta ostatnia zasługuje na miano najlepszej. Odpadnięcie czterech świetnych drużyn, porażki faworytów czy starcie Polski z Argentyną – w 3. serii gier mundialu trudno było się nudzić.
Australia – Dania
(1:0)
Pierwszą sensacją, o jakiej możemy mówić przy okazji 3. kolejki fazy grupowej jest odpadnięcie z turnieju Duńczyków. Mimo że dwa poprzednie mecze również nie poszły po ich myśli, to w rywalizacji z Australią wystarczyło wysoko (co najmniej dwubramkową przewagą) wygrać, a awans byłby pewny.
Półfinaliści ostatniego Euro przez większą część meczu próbowali pokonać Australijczyków, lecz duża przewaga w posiadaniu piłki (69% do 31) i zdecydowanie wyższa jakość piłkarzy nie przyniosła oczekiwanych efektów. Tak naprawdę Eriksen i spółka nie stworzyli sobie stuprocentowej okazji, a i tych mniej dogodnych nie potrafili wykorzystać.
Kompletnie inaczej zagrali rodacy słynnej aktorki Margot Robbie, którzy w całym meczu przeprowadzili jedną, skuteczną akcję. W jej trakcie Mathew Leckie, który otrzymał długie, prostopadłe podanie ośmieszył Joakima Maehle z Atalanty, a następnie wpakował piłkę do siatki przy dalszym słupku.
Zważając na ostatnie Mistrzostwa Europy, w których Dania doszła aż do półfinału, jej odpadnięcie jest czymś zaskakującym. Dodajmy, że na katarskich boiskach nie zabrakło Christiana Eriksena, który z powodu problemów zdrowotnych nie uczestniczył w znakomitych występach rodaków na Euro. Należy zauważyć, że Duńczycy na mundialu grali innym składem niż na tym wybitnym dla siebie turnieju, bo chociażby w meczu z Australijczykami nie wystąpił Simon Kjaer, T. Dellaney czy Jannik Vestergard.
Nie zmienia to jednak faktu, że podopieczni Kaspera Hjulmanda rozczarowali swoim występem na mundialu (poza meczem z Australią zremisowali z Tunezją 0:0 i przegrali z Francją 1:2) i kibice znacznie więcej od nich oczekiwali.
Polska – Argentyna
(0:2)
O meczu biało-czerwonych z jedną z najlepszych na świecie Argentyną łatwo się nie zapomni. Choć kilka minut po jego zakończeniu Polska awansowała do fazy pucharowej, to nie zmienia to złego obrazu rywalizacji piłkarzy Michniewicza ze zwycięzcą ostatniej edycji Copa America.
Naturalnym było, że słynący z pragmatyzmu Czesław Michniewicz nie będzie chciał grać zbyt ofensywnie w potyczce z rywalem z najwyższej półki. Były szkoleniowiec Legii Warszawa i kadry U21 postawił na defensywną grę połączoną z wyprowadzaniem kontrataków. Problem leży w tym, że nasi piłkarze mieli spore kłopoty z tym drugim zadaniem, czego skutkiem jest liczba 0 celnych uderzeń na bramkę faworytów.
Ten występ biało-czerwonych możemy podzielić na dwie, znacznie różniące się od siebie części – pierwszą i drugą połowę. W tej pierwszej Polacy zagrali naprawdę dobrze, lecz oczywiście nie tworzyli sobie tak wielu sytuacji jak rywale. Zdarzały nam się udane kontrataki, które choć nie były stuprocentowe, to mogły napawać nadziejami na jakąkolwiek zdobycz punktową. Momentem, który znacznie poprawił nastroje naszych kibiców była obrona dyskusyjnego rzutu karnego Leo Messiego przez Wojciecha Szczęsnego i bardzo dobra dyspozycja naszego golkipera.
Druga część była zdecydowanie mniej udana, bo straciliśmy w niej obie bramki. Dodajmy, że padły one na skutek słabej gry obronnej zawodników Czesława Michniewicza. Pamiętać należy jednak dużą przewagę jakościową ofensywnych graczy Argentyny nad naszymi defensorami. Mimo tego, że Messi i spółka od momentu objęcia prowadzenia grali z dużym spokojem, to i tak mieli trzy dogodne okazje do podwyższenia prowadzenia. Za jedną z nich musimy winić Jakuba Kiwiora, któremu znów zdarzyło się podanie do rywala.
Starcie z Argentyną na pewno nie było szczególnie udane dla naszych reprezentantów. Nie oddaliśmy ani jednego celnego strzału, w drugiej połowie Robert Lewandowski nie miał żadnego wsparcia w ataku, a Bielik czy Zieliński mocno rozczarowali w środku pola. Z drugiej strony, Michniewicz wywalczył pierwszy awans do fazy pucharowej po 36 latach, a z mundialem naszym kosztem pożegnali się naprawdę dobrze grające drużyny Arabii Saudyjskiej i Meksyku.
Trudno powiedzieć, by przed meczem z Francją panował w naszym kraju optymizm, niemniej najlepiej podsumowywać nasz występ na mundialu po tym spotkaniu. Choć szanse są marne, to możliwe, że dojdzie w nim do jakiejś sensacji.
Chorwacja – Belgia
(0:0)
Wydaje się, że w ostatniej serii gier fazy grupowej najbardziej rozczarowała reprezentacja Belgi. W porównaniu do Niemców czy Duńczyków, którzy również odpadli z tego turnieju, Czerwone Diabły były bliskie awansu, ale mimo tego żegnają się z MŚ.
Po nieprzekonującej wygranej z Kanadą (1:0), fatalnej porażce z Maroko (0:2) widać było, że Belgowie podchodzą do starcia z Chorwatami dobrze przygotowani i nastawieni na zwycięstwo. Już w pierwszym kwadransie bramce wicemistrzów świata zagrozili bowiem Yannick Carrasco i Dries Mertens.
Choć w pierwszych 45 minutach sędzia był nawet bliski podyktowania karnego Chorwatom (ale tego nie zrobił, bo był spalony), to jednak w drugiej połowie działo się najwięcej. Wszyscy, którzy oglądali to spotkanie musieli w końcu zadać sobie pytanie: Jak to możliwe, że Belgowie nie zdobyli gola? Podopieczni zwolnionego wczoraj Roberto Martineza nieustannie atakowali Chorwatów, ale było to nieskuteczne.
Winą za taki stan rzeczy trzeba obarczyć widocznego na filmie poniżej Romelu Lukaku. Napastnik Chelsea zmarnował cztery stuprocentowe okazje i zagrał katastrofalnie. Powiedziałbym nawet, że to jego możemy spokojnie winić za odpadnięcie Belgii z całego turnieju, bo gdyby wykorzystał chociaż jedną z tych akcji, to jego rodacy mieliby dwa punkty przewagi nad Chorwatami i graliby dalej na mundialu.
Tak się jednak nie stało, Belgia odpadła i tego samego dnia zwolniła Roberto Martineza, który pracował w tej kadrze sześć ostatnich lat. Niestety dla zespołu Edena Hazarda, w ten niefortunny sposób zakończyła się historia „złotego pokolenie” Belgów.
Japonia – Hiszpania
(2:1)
Mało kto, a w zasadzie nikt nie spodziewałby się, że grupę E z Niemcami, Hiszpanią, Kostaryką i Japonią zdołają wygrać ci ostatni. W jaki sposób wygrali potyczkę z piłkarzami Louisa Enrique i dlaczego odpadli Niemcy?
Hiszpanie, którzy mundial rozpoczęli od widowiskowego zwycięstwa nad Kostaryką 7:0 i remisu z Niemcami, równie dobrze zaczęli starcie z Japonią. Już w pierwszym kwadransie Alvaro Morata strzelił gola na 1:0, a po pierwszych 45. minutach kibice mogli być pod wrażeniem piłkarzy z Półwyspu Iberyjskiego. Mieli 83% posiadania piłki i tworzyli sobie zdecydowanie groźniejsze okazje (0.74 do 0.12 w golach oczekiwanych dla Hiszpanów).
Japończycy identycznie jak w meczu z Niemcami (2:1), w drugiej połowie zaskoczyli wyżej notowanego rywala. Niedługo od wznowienia gry wprowadzony na boisko Ritsu Doan bardzo silnym uderzeniem pokonał Unaia Simona, który znów źle rozgrywał piłkę nogami i tym razem poniósł za to karę. Ledwie trzy minuty od wyrównania, reprezentanci Kraju Kwitnącej Wiśni po dograniu do pustej bramki wyszli na prowadzenie.
Podobnie jak w rywalizacji Hiszpanów z Niemcami, ci pierwsi po stracie gola znacznie obniżyli loty. Tylko teoretycznie walczyli o zwycięstwo, bo w praktyce, głównie zajmowali się rozgrywaniem piłki. Okazje na gola mieli Marco Asensio i Dani Olmo, ale nie możemy ich nazwać stuprocentowymi.
Taki rezultat może satysfakcjonować zarówno Japończyków jak i Hiszpanów – obie te ekipy wyszły z grupy i trafiły na rywali, którzy są w ich zasięgu. Ci pierwsi w poniedziałek zagrają z Chorwacją, natomiast podopieczni Louisa Enrique o grę w ćwierćfinale powalczą z Maroko.
Zdecydowanie największym przegranym tego meczu są Niemcy, którzy nawet nie brali w nim udziału. Zrównali się oni bowiem liczbą punktów z Hiszpanami, ale mieli gorszy bilans bramkowy – zdobyli trzy gole mniej i stracili dwa więcej. Są oni niewątpliwie jednum z największych rozczarowań tego turnieju, bo od Hansiego Flicka i jego piłkarzy oczekiwano na przykład dojścia do ćwierćfinału.
Korea Południowa – Portugalia
(2:1)
To dość zabawne i zarazem niebywałe, że na przestrzeni dwóch dni doszło do tak podobnych do siebie spotkań – w obu wynikiem 2:1 z drużyną z Półwyspu Iberyjskiego wygrali niżej notowani Azjaci. Trzeba jednak zaznaczyć, że mecz Korei z Portugalią był o wiele bardziej spektakularny.
Tak samo jak Hiszpanie, Portugalczycy objęli prowadzenie w pierwszym kwadransie gry na skutek świetnej, ofensywnej gry. Choć rodacy Cristiano Ronaldo grali znakomicie w ataku, to po chwili Koreańczycy zdobyli gola, który nie został uznany z powodu spalonego. Son i spółka nie zatrzymali się i równo po dziesięciu minutach, kiedy panowało spore zamieszanie znów trafili do siatki, tylko tym razem zgodnie z przepisami.
Do końca pierwszej połowy, CR7 miał dwie bardzo dobre okazje, lecz nie zdołał ich wykorzystać. Musimy przyznać, że poza rzutem karnym z pierwszego meczu z Ghaną (3:2), 37-latek ma spore problemy ze skutecznością.
Poza nim, sytuacje strzeleckie w zasadzie po obu stronach miały miejsce w okolicach 16. metra, bo to właśnie stamtąd groźnie uderzał Heung Min Son, Vitinha czy zdobywca pierwszego gola, Ricardo Horta.
W samej końcówce meczu najlepiej sprawdził się szybki kontratak. W 91. minucie wyprowadzili go Koreańczycy po nieudanym rzucie rożnym Portugalii. Kluczową rolę przy golu na 2:1 dla azjatyckiej drużyny, odegrała jej największa gwiazda, która dotychczas zawodziła na katarskich boiskach – Heung Min Son. To właśnie napastnik Tottenhamu pobiegł z piłką do przodu i asystował przy zwycięskiej bramce Hee-Chana Hwanga.
Triumf Korei Południowej sprawił, że to oni wychodzą z grupy z drugiego miejsca, a Urugwaj żegna się z turniejem mimo tej samej liczby punktów. Azjaci mieli bowiem lepszy bilans bramek zdobytych i straconych.
W telegraficznym skrócie
Mundial w Katarze pod względem stricte sportowym jest na pewno jednym z najlepszych w XXI. wieku, czego potwierdzeniem była ostatnia kolejka fazy grupowej. W jej trakcie dowiedzieliśmy się, że w 1/8 finału ku wielkiemu zaskoczeniu całego piłkarskiego świata nie zobaczymy Belgów, Niemców, Duńczyków czy Urugwajczyków. Mało tego, swoje mecze przegrały najlepiej prezentujące się dotychczas reprezentacje Francji (0:1 z Tunezją) i Brazylii (0:1 z Kamerunem). Oznacza to, że MŚ w Katarze to pierwszy tego typu turniej, w którym po fazie grupowej żadna drużyna nie ma na koncie trzech zwycięstw od mundialu 1994, który organizowały Stany Zjednoczone. Jak już jesteśmy przy USA, to warto dodać, iż tylko oni, Holendrzy, Anglicy, Chorwaci i Marokańczycy nie przegrali jeszcze meczu. Najprawdopodobniej w najbliższym czasie się to zmieni, bo w tym tygodniu zaczynamy mecze 1/8 finału.
Wyniki meczów 3. kolejki:
Grupa A: Ekwador – Senegal (1:2), Holandia – Katar (2:0)
Grupa B: Iran – USA (0:1), Walia – Anglia (0:3)
Grupa C: Polska – Argentyna (0:2), Arabia Saudyjska – Meksyk (1:2)
Grupa D: Tunezja – Francja (1:0), Australia – Dania (1:0)
Grupa E: Kanada – Maroko (1:2), Chorwacja – Belgia (0:0)
Grupa F: Kostaryka – Niemcy (2:4), Japonia – Hiszpania (2:1)
Grupa G: Kamerun – Brazylia (1:0), Serbia – Szwajcaria (2:3)
Grupa H: Korea Południowa – Portugalia (2:1), Ghana – Urugwaj (0:2)
Najwięcej goli: C. Gakpo (Holandia), K. Mbappe (Francja), Alvaro Morata (Hiszpania) – 3
Najwięcej asyst: Harry Kane (Anglia) – 3
Najwięcej czystych kont: W. Szczęsny (Polska), A. Noppert (Holandia), T. Courtois (Belgia) – 2
Najwięcej strzelonych goli (reprezentacja): Anglia, Hiszpania – 9
Najmniej straconych goli (reprezentacja): Holandia, USA, Tunezja, Maroko, Chorwacja, Brazylia -1