O wymianie szkoleniowców na dużą skalę z reguły mówiliśmy w kontekście naszej rodzimej Ekstraklasy, a nie drużyn ze ścisłego, światowego topu. W najbliższym czasie (po zakończeniu tego sezonu) jednak swoje zespoły opuszczą trenerzy uznawani za absolutnych fachowców z najwyższej półki, dlatego warto poświęcić im chociaż chwilę uwagi.
Zapisał się na kartach historii
Kiedy końcem stycznia słynący z uśmiechu, sukcesów i znakomitych relacji z zawodnikami Jurgen Klopp zapowiedział, że odejdzie z Liverpoolu, to cały piłkarski świat nie mówił o niczym innym. Widoczny na głównym zdjęciu szkoleniowiec w ostatnich dziewięciu latach kompletnie odmienił drużynę z Anfield i stworzył z niej nieprawdopodobnie równo grającą, sięgającą po tytuły ekipę.
W październiku 2015 roku, gdy Klopp obejmował funkcję trenera The Reds, była to drużyna plasująca się na środku tabeli, która w pięciu poprzednich latach tylko raz zakwalifikowała się do Ligi Mistrzów. Dziś brzmi to absurdalnie, bo spośród 9 sezonów, w których Niemiec zajmował się Liverpoolem, tylko dwa razy nie znaleźli się w najlepszej czwórce Premier League. Ba, w sezonie 18/19 udało im się zdobyć Champions League, a dwukrotnie znaleźli się w samym finale rozgrywek, ale pokonywał ich Real Madryt (21/22 i 17/18).
Mimo wszystko sądzę, że dla kibiców z Anfield najważniejszy był pierwsze w historii klubu mistrzostwo Anglii z sezonu 19/20 (jeśli ktoś się nie orientuje, Premier League to bez wątpienia najsilniejsza liga świata). Dodatkowo, w tamtym sezonie zdobyli aż 99 punktów, dzięki czemu mieli drugi najlepszy bilans w całej historii angielskiej ligi (Man City dwa lata wcześniej zdobył punkt więcej).
Musimy też zauważyć, że The Reds pod wodzą Kloppa byli wyjątkowo stabilni. Prawie zawsze byli kandydatem do wygrania ligi, zdobyli cztery puchary krajowe i co roku walczyli o Champions League. Zdarzały im się wpadki w tych ostatnich rozgrywkach, jak chociażby gdy w pandemicznym sezonie 19/20 odpadli z Atletico Madryt, ale mimo wszystko ich wyniki są imponujące.
Sporym atutem Jurgena Kloppa jest fakt, że potrafi on znacząco podnieść umiejętności swoich zawodników, aby później móc na nich stale stawiać. Przykład? Dość dobry, ale na pewno nie rewelacyjny w Romie Mo Salah (333 występy dla niemieckiego trenera, 205 goli i 94 asysty), Roberto Firmino (ponad 350 meczów i 100 bramek), Trent Alexander-Arnold (302 spotkania), James Milner (320), Jordan Henderson (304) i wielu innych.
Co roku rywalizujący łeb w łeb z Manchesterem City Pepa Guardioli (dysponującym zdecydowanie większym budżetem) Niemiec kompletnie odmienił historię Liverpoolu, Premier League i całego futbolu. Słynący ze swoich okularów, czapki z daszkiem i rozbrajającego uśmiechu menedżer zapowiedział, że zrobi sobie rok przerwy od pracy, bo ta go wycieńczyła. Ciekawe, jaki będzie kolejny klub, który kompletnie odmieni i którzy jeszcze zawodnicy rozwiną się pod jego skrzydłami.
O Niemcu wiele mówi to, że tylko w czasie pisania tego tekstu jego Liverpool zdobył kolejne, już siódme trofeum pod jego wodzą – końcem lutego, The Reds zwyciężyli w finale Carabao Cup z Chelsea (1:0).
Kocham absolutnie wszystko w tym klubie, kocham wszystko w mieście, kocham wszystko w naszych kibicach, kocham drużynę, kocham pracowników. Kocham wszystko. Ale to, że wciąż podejmuję tę decyzję, pokazuje, że jestem przekonany, że jest to ta, którą muszę podjąć. (…)
~ Jurgen Klopp
Toksyczny związek
W zupełnie innym miejscu swojej kariery jest rodak Kloppa, Thomas Tuchel. Choć w swoich poprzednich miejscach zatrudnienia, to znaczy w Paryżu i Londynie (pracował dla Chelsea) osiągał sukcesy, bo z PSG poza mistrzostwami kraju zameldował się w finale LM, a z The Blues sięgnął po to trofeum, to obecnie przeżywa fatalny okres.
Dowodzony przez niego Bayern Monachium regularnie zawodzi. Ostatnio pobił nawet pewien rekord – pierwszy raz od 9 lat przegrał trzy mecze z rzędu. Ich słaba dyspozycja nie zaczęła się jednak w ostatnich tygodniach, tylko znacznie wcześniej. Możemy to dostrzec chociażby po ulubionych rozgrywkach Die Roten, Bundeslidze – wszystkie znaki na niebie i Ziemii wskazują na to, że po raz pierwszy od 12 lat nie uda im się sięgnąć po mistrzostwo kraju, do czego zdołali nas już tak przyzwyczaić.
Podopieczni Thomasa Tuchela w tym sezonie niejednokrotnie dali się upokorzyć, zarówno w meczach z tymi słabszymi rywalami (0:1 z 8. w tabeli Werderem, 2:3 z walczącym o utrzymanie Bochum), jak i drużynami z czołówki (grudniowe 1:5 z Eintrachtem i niedawne 0:3 z Bayerem Leverkusen). Trudny okres zespołu był szczególnie widoczny w ostatnim z wymienionych meczów, kiedy największa rewelacja Europy dowodzona przez stosunkowo mało doświadczonego Xabiego Alonso, rozbiła Bayern i nie pozostawiła wątpliwości, kto zasłużył na trzy punkty.
Niewykluczone, że już dziś czeka nas klęska Bawarczyków również w Lidze Mistrzów. Wieczorem dojdzie do rewanżowego meczu 1/8 z Lazio na Allianz Arenie, który zdecyduje o losie Bayernu w tegorocznej Champions League. W Rzymie Niemcy przegrali 0:1 i nie oddali żadnego celnego strzału. W spotkaniu decydującym może być różnie, ale na pewno Tuchel i spółka nie są niekwestionowanym faworytem przy tak niestabilnej formie.
Bawarska ekipa wzmocniona latem rewelacyjnym Harrym Kanem czy zachwycającym w zeszłym roku grą obronną w Napoli Kim-Min Jae, wcale nie wygląda lepiej niż w poprzednich latach, a raczej bez porównania gorzej. Zespół, który opuścili wówczas Sadio Mane, L. Hernandez, Sabitzer, Pavard czy Gravenberch wydaje się niezgrany i w pełni zależny od Kane’a.
Angielska dziewiątka we wszystkich rozgrywkach zdobyła już 31 bramek, do czego dorzuciła 8 asyst i tym samym odpowiada za niemal połowę zdobytych przez zespół goli. Problem polega na tym, że to praktycznie jedyny zawodnik, który podtrzymuje dobrą dyspozycję.
Tuchel w przeciwieństwie do swojego poprzednika, Juliana Naggelsmana, preferuje bardziej defensywny i zachowawczy styl gry, co frustruje dość ofensywną kadrę zawodników. Szkoleniowiec nie raz w mediach otwarcie krytykował swoich piłkarzy, a o atmosferze w zespole dużo mówi fakt, że niedawno Joshua Kimmich po kompromitującej porażce z Bochum niemal pobił się z asystentem Tuchela.
Pewnym jest już, że 50-latek po zakończeniu sezonu przestanie być trenerem bawarskiego giganta. Wydaje się, że ta współpraca bardziej uderzyła w jego personę, aniżeli sam klub, ale prawda jest taka, że zarówno jemu będzie trudno znaleźć nowego pracodawcę z topu, jak i Bayernowi następcę Tuchela, który będzie w stanie przywrócić ich na szczyt.
Nie jesteście tak dobrzy, jak myślałem. W takim razie muszę się dostosować do waszego poziomu
~ Rzekome słowa Tuchela po porażce 0:3 z Leverkusen (zdaniem “Sky Sports”)
Posprzątać stajnie Augiasza
Zdecydowanie dłużej na swoim stanowisku wytrwał Xavi, szkoleniowiec Dumy Katalonii. Władzę nad zespołem przejął w listopadzie 2021 roku, czyli aż dwa i pół roku temu, świeżo po wylocie Ronalda Koemana z Barcelony.
Z perspektywy czasu warto nadmienić, że o ile Xaviemu nie możemy odmówić ogromnego doświadczenia w roli piłkarza, miłości do klubu, pomysłu na grę drużyny, to coraz bardziej oczywistym jest, że brakuje mu zdolności taktycznych z najwyższej światowej półki.
Jego początki były co najmniej udane, bo mimo wpadki z Bayernem (0:3) udało mu się szybko odmienić zmęczoną defensywnym stylem Koemana grupę piłkarzy w zespół eliminujący Napoli w LE czy demolujący Real w marcowym El Clasico (4:0). Debiutancki w roli szkoleniowca Barcy sezon, Xavi i jego podopieczni skończyli na wicemistrzostwie Hiszpanii i ćwierćfinale LE. Był to dobry, ale nie rewelacyjny wynik, zwłaszcza na europejskim podwórku, bo swoją przygodę skończyli po dwumeczu z Eintrachtem Frankfurt, który był w ich zasięgu. Chyba najważniejsze było jednak, że na Barcę patrzyło się w końcu z optymizmem i nadzieją, a ich styl gry mógł porwać nie tylko katalońskich, ale i neutralnych kibiców.
W kolejnym sezonie, kiedy po zaciągnięciu pewnych dźwigni finansowych sprowadzono na Spotify Camp Nou kilka gwiazd (Lewandowskiego, Raphinhę, Kounde, Bellerina i kilku innych) oczekiwania były klarowne – mistrzostwo Hiszpanii i sukces w Champions League. O ile na krajowym podwórku Xavi i jego piłkarze zostawili wszystkich rywali w tyle, bo zdobyli zarówno tytuł mistrza jak i superpuchar Hiszpanii, tak w Lidze Mistrzów zaprezentowali się poniżej wszelkich oczekiwań. Z najbardziej prestiżowymi rozgrywkami klubowymi świata pożegnali się bowiem już po fazie grupowej, gdy ich kosztem awansował Bayern i Inter. Jakby tego było mało, od razu po spadku do Ligi Europy odpadli z chwiejnym Manchesterem United, co na pewno uderzyło w morale sympatyków Blaugrany.
Musimy w tym miejscu zaznaczyć, że presja na Xavim była ogromna, nawet pomijając to, jaka skala presji zazwyczaj spoczywa na barkach szkoleniowca Blaugrany. Jako trener z bardzo małym bagażem doświadczenia (bo wcześniej pracował jedynie w Al Sadd przez nieco ponad rok) ściśle trenerskiego, musiał funkcjonować w klubie z ogromnymi problemami finansowymi, co chwila zmieniającą się kadrą piłkarską i władzą. W obecnie trwającym sezonie nowym dyrektorem sportowym został Deco, a z klubu odszedł Jordi Cruyf (syn jednego z najwybitniejszych piłkarzy w historii, Jordana Cruyfa, m.in. legendy Barcelony) z którym doskonale się dogadywał.
Barca ma spore problemy w trwającym sezonie z utrzymaniem się na topie, bo w LaLiga ma już 8 punktów straty do Realu, a w LM czeka ich trudny rewanż z Napoli w ramach 1/8 finału Ligi Mistrzów. Do tego musimy dodać wahania Lewandowskiego, plagę kontuzji (Gavi, Balde, Torres, De Jong i Marcos Alonso) i mamy mieszankę wybuchową. Barcelona często jest pokonywana taktycznie, już prawie wszyscy jej rywale dokładnie wiedzą jak gra zespół Xaviego, a on nie jest w stanie tego zmienić. Ich defensywa jest dziurawa (ostatnimi czasy 3 bramki stracili z Granadą, a 5 z Villarreal), a ofensywa mało stabilna i bardzo zależna od dyspozycji Lewandowskiego.
Z wymienionych wyżej powodów nie trudno zrozumieć, że związek Xaviego z jego ukochaną Barceloną musi się zakończyć. Jak na to, w jak trudnej sytuacji finansowej i organizacyjnej klubu pracował, możemy być pełni podziwu dla jego sukcesów. Z drugiej strony, jego zespół dość regularnie się kompromitował mimo bardzo solidnie wyglądającego składu.
Najlepszym rozwiązaniem dla obu stron jest zakończenie współpracy, ale niewykluczone, że pewnego dnia, może w nieco lepszych okolicznościach piłkarska legenda Dumy Katalonii wróci na stanowisko trenera pierwszego zespołu w zdecydowanie lepszym stylu.
Myślałem o klubie, prezydencie, Deco i przede wszystkim zawodnikach. Sądzę, że piłkarze potrzebują zmiany dynamiki i nie zasługują na tę sytuację i jestem za to odpowiedzialny. Przemyślałem, że to najlepsze rozwiązanie. Nie chcę być problemem dla Barcelony. To ostatnie, czego bym chciał.
~ Xavi
Omawiani szkoleniowcy odchodzą w kompletnie różnych okolicznościach. Pierwszy jako legenda, drugiego trzeba nazwać rozczarowaniem, a ostatni nie sprawdził się najlepiej, ale może mieć nadzieję na powrót do klubu. Co ciekawe, w innych czołowych klubach również może dojść do roszad, bo bardzo możliwe, że Real Madryt, Juventus czy Chelsea też pokuszą się na wymianę swojego menedżera. Tego jednak nie możemy być pewni w przeciwieństwie do odejścia trójki wspomnianych wcześniej trenerów.