Kiedy w czołowych klubach Ekstraklasy, a dokładniej Lechu i Rakowie mogliśmy się spodziewać nagłej zmiany trenera, zupełnie nieoczekiwanie doszło do niej w stolicy naszego kraju. Roszada na fotelu szkoleniowca Legii to postawienie wszystkiego na jedną kartę, szczególnie jeśli przyjrzymy się jej okolicznościom.
Regres?
W dzisiejszej konferencji prasowej przedstawiającej Goncalo Feio jako nowego szkoleniowca Wojskowych, mieliśmy okazję usłyszeć powody tej decyzji z ust Jacka Zielińskiego, dyrektora sportowego klubu. Legendarny piłkarz Legii tłumaczył pożegnanie z Kostą Runjaiciem (dotychczasowym trenerem) wyhamowaniem rozwoju drużyny i poczuciem, że zespół zamiast grać coraz lepiej, czyni tylko kolejne kroki w tył. Wydaje się jednak, że zarząd klubu zapomniał ile szkoleniowiec uczynił podczas swojej krótkiej kadencji.
Runjaić pojawił się w stołecznym klubie z ulicy Łazienkowej na początku lipca 2022 roku chwilkę po zakończeniu najgorszego sezonu Legii w całym XXI wieku. Wówczas Legioniści prowadzeni przez trzech różnych szkoleniowców (Michniewicza, Gołębiewskiego i strażaka klubu, Vukovicia) przegrali aż połowę ligowych meczów (17 na 34) i przez większość rozgrywek musieli drżeć o utrzymanie w Ekstraklasie, co choć dzisiaj brzmi jak żart, to wtedy powodowało ogromne wzburzenie i gniew zarówno w kibicach, jak i zarządzie klubu.
Właśnie w takich okolicznościach w zespole pojawił się były szkoleniowiec Pogoni Szczecin, który jeszcze wcześniej prowadził drużyny drugiej Bundesligi. W swoim pierwszym sezonie w stolicy Polski, Runjaić zajął pozycję wicelidera w Ekstraklasie (tuż za plecami niemal bezbłędnego Rakowa), do czego dołożył triumf w Pucharze i Superpucharze Polski (dwukrotnie ograł Raków dowodzony przez Marka Papszuna).
Choć latem doszło do małych roszad w zespole, bo odeszli m.in. kluczowi defensorzy – Mladenović i Nawrocki, a do klubu dołączyli nieskuteczny Gual i chwiejni Kun czy Elitim, to wielu ekspertów optymistycznie spoglądało na drużynę z Warszawy i czyniło ich faworytem do zdobycia Ekstraklasy.
Rywalizacja na krajowym podwórku okazała się o tyle trudna, że drużyna nieco niespodziewanie awansowała do Ligi Konferencji, w której ograła m.in. walczącą o mistrzostwo Angli (najlepszej ligi świata) Aston Villę 3:2 czy AZ Alkmaar (2:0). W 1/16 finału tych rozgrywek, dość brutalnie rozgromiło ich jednak norweskie Molde (2:3 i 0:3).
Po dobrym początku, Legii w lidze przydarzały się mniejsze wpadki, jednak korzystając ze słabości rywali, systematycznie zbliżała się do czołówki i przed niedzielnym meczem z Jagiellonią była jedno zwycięstwo od pozycji wicelidera. Remis ze wspomnianą ekipą z Białegostoku, która wyjątkowo pewnie zmierza po tytuł mistrza kraju, niespodziewanie zaskutkował pożegnaniem się z niemieckim trenerem.
Oczywiście, wciąż trwający sezon nie jest perfekcyjny dla Wojskowych, ale porównując go do niedawnej walki o utrzymanie w Ekstraklasie, jest co najmniej wystarczający.
Musimy również wspomnieć, że za obecną sytuację zespołu w ogromnym stopniu odpowiada również jego dyrektor sportowy, Jacek Zieliński. Jego zadaniem powinno być m.in. dbanie o szeroką kadrę Legii, dlatego zupełnie niezrozumiałe jest dlaczego zimą po sprzedaniu dwóch kolejnych niezmiernie ważnych zawodników – Slisza (za 3 mln € do Atlanty) i Muciego (za aż 10 mln € do Besiktasu) nie sprowadzono nikogo na ich miejsce, tylko wypożyczono przeciętnego Zybę i Morishitę. Wszyscy dobrze wiedzą o problemach finansowych Legii, ale jeśli naprawdę na tym ma polegać ich rozwiązanie, to latem najlepiej byłoby sprzedać całą podstawową jedenastkę, a na ich miejsce posprowadzać młodzików.
Pożegnanie się z Runjaiciem mimo jego dobrych wyników i zimowego osłabienia drużyny nie byłoby jeszcze tak absurdalne, gdyby nie moment, w którym postanowiono podjąć taką decyzję. Do zakończenia sezonu zostało już tylko siedem kolejek, a cel wydaje się być jasny – zajęcie co najmniej trzeciego miejsca, by latem móc walczyć o europejskie puchary. Z całą pewnością o wiele łatwiej byłoby drużynie dokończyć rozgrywki z tym samym szkoleniowcem, aniżeli w samej końcówce wymieniać go na kogoś zupełnie nowego. Jakby tego było mało, już w sobotę Legia zmierzy się z Rakowem, który choć w tym sezonie nie jest już tak groźny jak rok temu, to i tak potrafi być niebezpieczny.
Bez cienia wątpliwości warszawiaków czeka bardzo trudna końcówka Ekstraklasy pod wodzą nowego trenera. A kim tak w zasadzie jest nowy szkoleniowiec ekipy z ulicy Łazienkowskiej?
Dwie twarze
Gonçalo Feio to bardzo młody, bo zaledwie 34-letni trener (obrońca Legii, Jędrzejczyk jest od niego dwa lata starszy) z ogromnymi umiejętnościami i co najmniej ciekawą historią.
Swoją przygodę zaczynał właśnie od Legii, tyle że jej akademii, a później był asystentem m.in. w Wiśle Kraków czy Rakowie Częstochowa (szkolił się u boku Marka Papszuna). Zawsze zbierał pozytywne recenzje warsztatu trenerskiego i nieraz wieszczono mu wielką karierę.
Jego pierwszym i w zasadzie ostatnim zespołem był Motor Lublin, który obejmował we wrześniu 2022 roku. Przejmował kompletnie rozbitą drużynę, która sezon 22/23 zaczęła jedną wygraną w jedenastu pierwszych meczach, a finalnie zdołał z nią awansować do I ligi dzięki wygranej w barażach. W zdecydowanie trudniejszej lidze Motor osiągał podobnie udane wyniki, bo w momencie gdy Feio samowolnie opuszczał drużynę z Lublina, traciła ona ledwie punkt do trzeciej w tabeli Wisły Kraków.
Okoliczności odejścia z drużyny doskonale opisują jednak tą drugą, zdecydowanie bardziej mroczną twarz utalentowanego szkoleniowca.
Na Goncalo Feio musimy bowiem patrzeć również z perspektywy jego charakteru – to najbardziej nerwowy, niepanujący nad sobą i agresywny trener w całej polskiej piłce. Nie w jednym, a w każdym kolejnym miejscu pracy dochodziło do afer z jego udziałem, które zawsze były spowodowane jego temperamentem. Oto zaledwie trzy przykłady, które akurat wydały mi się najciekawszymi (jest ich więcej, mogę o nich jeszcze kiedyś wspomnieć).
Pracując w Wiśle Kraków doszło do następującej sytuacji, którą opisała „Gazeta Krakowska”
„Goncalo Feio wdał się w przepychanki z ochroną, wszczynając awanturę w strefie VIP. Po domowych meczach Wisły Kraków jest zwyczaj, że piłkarze i trenerzy spotykają się w loży VIP z kibicami i sponsorami klubu. Żeby wejść do loży, każdy otrzymuje identyfikator. Feio nie zabrał go ze sobą, ochroniarz stwierdził, że nie może go wpuścić. Portugalczyk zaczął zachowywać się agresywnie. Manuel Junco, dyrektor sportowy Wisły, próbował uspokoić Feio, który odepchnął kobietę z ochrony. Kilka minut później Feio zaczął krzyczeć na ochroniarza, a na koniec go opluł”
Innym razem, kiedy Feio był asystentem Marka Papszuna podczas jednego z treningów Rakowa, członkowie sztabu rozgrywali między sobą krótki sparing. W pewnym momencie nowy szkoleniowiec Legii zdenerwował się na kierownika drużyny i sprowokował go do bójki. Niestety dla niego, Portugalczyk poza tym, że nieźle oberwał, to jeszcze wyleciał z pracy.
Ostatnią, już kultową zadymą Goncalo Feio było zdarzenie z poprzedniego roku, kiedy podczas jednej z kłótni szkoleniowiec rzucił w prezesa Motoru Lublin, Pawła Tomczyka podkładką pod kartki. Gdyby tego było mało, niefortunnie jej ostry kant trafił wprost w łuk brwiowy prezesa, który po chwili był cały we krwi i trafił do szpitala.
Finalnie klub zamiast ukarać trenera, to postanowił zawiesić Tomczyka, a ten niedługo później się zwolnił (podobnie zresztą do Feio). Komisja dyscyplinarna PZPN ukarała natomiast trenera karą 30 tysięcy złotych i karą w zawieszeniu, przez co dwa lata nie może już nic przeskrobać.
O ile nowemu szkoleniowcowi Wojskowych nie możemy odmówić umiejętności trenerskich i dobrego kontaktu z zespołem, to jego charakter wydaje się przeszkodą nie do przeskoczenia. Jego niestosowne zachowanie w każdym kolejnym miejscu pracy sprawia, że należy go postrzegać jako tykającą bombę. Istnieją jakieś szanse, że nie eksploduje podczas pracy w Warszawie, ale przy ogromnej presji jaka panuje na stanowisku pierwszego trenera tej ekipy, są one naprawdę małe.
W obliczu tych wszystkich okoliczności wczorajsze pożegnanie się z Kostą Runjaiciem i dzisiejsze zatrudnienie Goncalo Feio wydaje się całkowicie niepotrzebnym ryzykiem z perspektywy stołecznego klubu i kolejnym na wykazaniem się absolutnym brakiem cierpliwości. Przynajmniej w lidze powinno być ciekawie.