Dlaczego ostatni finał LM był szczególny?

Każdy finał Champions League jest na swój sposób genialny, bo stanowi podsumowanie niezwykle emocjonującego i prestiżowego turnieju, jakim jest Liga Mistrzów. Ten ostatni był jednak szczególnie pasjonujący z wielu zupełnie różnych powodów.


Wyjątkowość tego spotkania nie wynika tylko z faktu, iż było to ostatnie starcie Champions League w starym wydaniu, bo w przyszłym sezonie dojdzie w tych rozgrywkach do wielkich zmian. Opisywałem je w krótkim tekście, do którego odsyłam zainteresowanych.

Również dwubramkowy wynik rywalizacji Realu Madryt z Borussią Dortmund nie jest wybitnie pasjonujący, mimo że w czterech ostatnich finałach zawsze padała tylko jedna bramka. Zdecydowanie najbardziej interesujące na różnych płaszczyznach powinny być ekipy, które się w nim znalazły, bo dotarły do finałowej potyczki LM w różnych stylach i w samym pojedynku pokazały się od kompletnie innej strony.

Najbardziej nieoczekiwany finalista od ponad dekady

Przeciętny, nie śledzący szczególnie blisko futbolu kibic, gdyby zobaczył kto zagra w najważniejszym spotkaniu Ligi Mistrzów w minionym sezonie, mógłby się zdziwić. O ile obecność Realu Madryt nie powinna go szczególnie zaskoczyć, tak fakt, iż Borussia Dortmund dostała się do tej fazy turnieju nie byłby dla niego już taki oczywisty.

BVB w finale Champions League pojawili się po raz pierwszy od jedenastu lat, kiedy ponieśli klęskę w Der Klassikerze (1:2 z Bayernem). To zatem spory powód do radości dla sympatyków tej ekipy, bo w końcu nie często mają okazję oglądać swoich ulubieńców w najbardziej prestiżowym klubowym meczu świata.

Ich obecność była o tyle nietypowa, że w rodzimych rozgrywkach ligowych nie zagrali wybitnego sezonu, a ich strata do liderującego Bayeru Leverkusen wyniosła aż 25 punktów.



Trudno było jednak odczuć ten fakt na boisku – Dortmund grał ze sporą odwagą, stwarzał sobie groźne sytuacje i w defensywie, głównie za sprawą Matsa Hummelsa, wydawał się bezbłędny. Sytuacja odmieniła się jednak w drugiej części spotkania, gdy ich rywal wyszedł na murawę z niesamowitą pewnością siebie i entuzjazmem, który nieco sparaliżował podopiecznych Edina Terzicia.

Mimo mniej udanej drugiej połowy, BVB zasłużyło na pochwały, bo na Wembley pokazali klasę i długo wydawało się, że doprowadzą do sensacji, jaką byłoby drugie w historii klubu sięgnięcie po puchar Champions League. Do tego jednak nie doszło, głównie dlatego, bo mierzyli się z Realem Madryt.

Zagraliśmy świetny mecz. Jestem dumny z zespołu, ze sposobu, w jaki zagraliśmy przeciwko drużynie, która niezwykle często gra w finałach. Zagraliśmy z odwagą, sercem i klasą piłkarską. Wykonaliśmy kilka szalonych ataków, ale nie udało nam się zdobyć bramki. Potem popełniamy kilka drobnych błędów i Real Madryt uderzył jak zawsze. 

~ Mats Hummels

Królowie Europy

Świeżo upieczeni mistrzowie Hiszpanii zdążyli już przyzwyczaić, że w rozgrywkach Ligi Mistrzów, chociaż zdarzają im się wpadki (zeszłoroczne półfinałowe 0:4 z Man City) i lata posuchy (sezony 18/19 – 20/21 skończyli maksymalnie na 1/2 finału), to są absolutnie rewelacyjni.

(źródło: transfermarkt.com)

15. zwycięstwo tego klubu w Champions League, podczas gdy drugi w kolejności Milan ma siedem triumfów, to najlepszy dowód tego, że gdy zawodnicy w białych koszulkach wychodzą na mecze tego turnieju, to nabierają zdumiewających, trudnych do uzasadnienia możliwości.

W rywalizacji z BVB było to widoczne dopiero w drugich 45 minutach, gdy podopieczni Carlo Ancelottiego z minuty na minutę wyglądali coraz pewniej. Wyglądali na przekonanych swojego finalnego triumfu, mimo że wcześniej prezentowali się zdecydowanie gorzej od Borussi.

Kłopotliwe dwumecze z Man City i Bayernem Monachium poprzedzające finał mogły rodzić wątpliwość co do aktualnej formy Los Blancos, ale okazało się, że całkowicie niezasłużenie.

Ogromne doświadczenie w zdobywaniu kolejnych trofeów – tylko w dwóch ostatnich sezonach sięgnęli po sześć pucharów – w połączeniu z silną kadrą oraz znakomitym Carlo Ancelottim na ławce trenerskiej znowu przyniosło sukces drużynie z Santiago Bernabeu.

Powtarzalność Królewskich jest naprawdę wyjątkowa, dlatego należy im się spore uznanie.


Wyjątkowe pożegnanie

Nie tylko z powodu całościowo ekip Borussi Dortmund i Realu Madryt ostatni finał Champions League był szczególnie wyjątkowy, ale też z powodu dwóch fenomenalnych Niemieckich zawodników.

Zarówno Marco Reus jak i Toni Kroos finałem Ligi Mistrzów pożegnali się ze swoimi klubami, dla których rozegrali łącznie aż 572 mecze (ten pierwszy 268, a drugi 304). Legenda BVB występowała w czarnożółtym trykocie nieprzerwanie od 2012 roku, natomiast genialny pomocnik pojawił się w zespole z Madrytu dwa lata później.

Rodacy mimo podobnego wieku o swojej przyszłości zadecydowali inaczej, bo Kroos po nadchodzącym Euro w Niemczech zakończy piłkarską karierę, a Reus przeniesie się do innego klubu. To marne pocieszenie, ale dobrze, że będzie jeszcze okazja zobaczyć ich na murawie, mimo że nie w typowych klubowych trykotach, z którymi są tak kojarzeni.

Kolejna edycja Champions League zapowiada się niemniej pasjonująco niż ta świeżo co zakończona – z m.in. nowym formatem samego turnieju, Mbappe reprezentującym Real Madryt i Borussią próbującą powtórzyć swój wielki sukces z sezonu 23/24. Szkoda tylko, że do początku tych rozgrywek zostało ponad 130 dni, ale z pewnością Mistrzostwa Europy i letnie okno transferowe osłodzą nam ten okres oczekiwania.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *