Zgodnie z oczekiwaniami, ostatnia runda eliminacji do pucharów skończyła się awansami Legii Warszawa i Jagielloni Białystok.
Bez większych zaskoczeń
1:4, 0:3 (razem 1:7) 
Wynik w 1. rundzie (el. LM): –
Wynik w 2. rundzie (el. LM): Wygrana 7:1 z Poniewieżem (Litwa)
Wynik w 3. rundzie (el. LE): Przegrana 1:5 z Bodo (Norwegia)
Ostatni eliminacyjny dwumeczu decydował o tym, czy Jagiellonia awansuje do Ligi Europy czy Ligi Konferencji. Rywalem Jagielloni w tej potyczce był sam Ajax Amsterdam. Fakt, ekipa ze stolicy Holandii w ostatnich latach zaliczyła pewien regres, bo od ich ostatniego mistrzostwa minęły już ponad dwa lata. Mimo wszystko jest to drużyna z całkowicie innej półki niż nasze rodzime zespoły – w końcu kadra Ajaxu ma większą wartość niż cała Ekstraklasa (248 mln € do 241). Choć kilku eliminacyjnych rywali polskich zespołów było solidnych (Bodo, Rapid Wiedeń czy Brondby), to Amsterdamczycy stoją jeszcze kilka poziomów wyżej.
Jagiellonia w potyczce z tak silnym rywalem fragmentami próbowała grać na swoich warunkach – wyprowadzała groźne dynamiczne ataki, które zaskakiwały faworytów. Na początku meczu jeden z nich zakończył się nawet golem Diegueza na 1:0.
Im częściej jednak goście mieli piłkę przy nodze, tym mniejsze były szanse na zwycięstwo Jagielloni. Mistrz Polski nie słynie z najszczelniejszej defensywy, a w pojedynku z takim rywalem najmniejsze błędy są surowo karane. Aż cztery stracone bramki to efekt świetnej gry ofensywnej Ajaxu, ale i słabej postawy defensywnej Dumy Podlasia.
Na pewno przegrywając 1:2 musisz próbować przejmować inicjatywę, a grasz z rywalem, który potrafi to wykorzystać, to będzie trudno. Tym bardziej, jak się traci piłkę na własnej połowie, to Ajax potrafi błyskawicznie zrobić z tego bramkową akcję. Statystyki nie są dla nas chwalebne – 12 goli straconych w trzech meczach, ale znamy gorsze sytuacje i większe problemy w życiu od porażek w III rundzie el. LM i w ostatniej rundzie el. LE. Mogę obiecać, że będziemy podnosić swój poziom, a w przyszłości z takimi rywalami rywalizować skuteczniej.
~ Adrian Siemieniec
Drużyna Adriana Siemieńca w niektórych elementach potrafiła się postawić 36-krotnemu mistrzowi Holandii. Sprawny zespołowy pressing na rywalu był groźną bronią, lecz jeśli zdarzyły się w nim luki, to były łatwo wykorzystywane. Podobnie łatwo rywale poradzili sobie ze środkiem pola, a szczególnie napastnikiem Jagi. Zazwyczaj gdy gospodarze pospiesznie wybijali piłkę do Diaby-Fadigi, to ten nie był w stanie się obrócić z futbolówką, bo tę od dawna mieli już defensorzy Ajaxu.
Na Johan Crujiff Arenie wiadomym było, że trudno o walkę o awans, dlatego zamiast niej, polscy kibice liczyli na zwyczajnie lepszy występ swojego mistrza.
Mimo tego, rewanż rozgrywany w Amsterdamie był niemal bliźniaczo podobny do pierwszej rywalizacji obu ekip. Albo nawet gorszy w wykonaniu naszej rodzimej ekipy.
Bez zaskoczeń to gospodarze byli stroną dominującą, narzucającą tempo gry. Oblężenie pola karnego Jagielloni trwało bardzo długo, a gdy tylko na chwilę zespół z Polski próbował wyprowadzić kontratak, to po chwili piłka wracała w okolice bramki Stryjka.
Musimy zaznaczyć, że mimo finalnego wyniku dobrze dysponowany był golkiper Mistrza Polski, właśnie Max Stryjek. Debiutant w barwach (pierwszej drużyny) Jagielloni Białystok siedem razy interweniował i wydawał się zdecydowanie pewniejszym punktem drużyny niż wtedy, gdy to Abramowicz znajduje się na boisku.
To chyba na tyle jeśli chodzi o pozytywy, bo w tej potyczce po stronie polskiej więcej ich nie było.
Ajax odddał 22 strzały, a Jagiellonia jeden, bo Holendrzy dobrze uprzykrzali życie ofensywnym piłkarzom Jagi. Zazwyczaj po kilku podaniach gości, ekipa z Amsterdamu z powrotem wracała do posiadania piłki. Pierwsza bramka spotkania nie padła jednak z ataku pozycyjnego 4-krotnego triumfatora LM, a po głupiej stracie Nene. Kolejne dwie bramki były skutkiem różnicy klas między świetnymi napastnikami Ajaxu, a przeciętnymi defensorami w skali Ekstraklasy (w samym odbiorze, a nie wyprowadzaniu piłki).
Porażka tak dysponowanej Jagielloni z tak silnym rywalem nie może nikogo dziwić. Chociaż mogliśmy się łudzić, że jest jakaś szansa na sensację, to tym razem nie było o niej mowy. Dobrze, że Jaga chociaż awansowała do Ligi Konferencji, może te rozgrywki pomogą jej złapać wiatr w żagle.
Przed nami wiele spotkań w Europie, dla nich (piłkarzy – przyp.red.) to też był intensywny czas. Nie jesteśmy szczęśliwi z tego powodu, że nie awansowaliśmy (do Ligi Europy – przyp.red.). Musieliśmy realnie oceniać nasze możliwości. Uważam, że mogę być zadowolony z tego, jak broniliśmy w pierwszej połowie. Było za mało okazji do wyjścia wyżej.
~ Adrian Siemieniec
Do ostatnich minut
1:6, 4:1 (razem 5:7) 
Wynik w 1. rundzie (el. LE): Wygrana 4:1 z Llapi (Kosowo)
Wynik w 2. rundzie (el. LE): Przegrana 2:8 z Rapidem (Austria)
Wynik w 3. rundzie (el. LK): Wygrana 4:4 (12:11 po karnych) ze Spartakiem Trnava (Słowacja)
Czwartym rywalem Wisły Kraków okazał się natomiast Cercle Brugge. Czwarta siła belgijskiej ligi sprzed roku nie jest szczególnie popularnym klubem za granicą, bo dopiero pierwszy raz od 14 lat walczyła o Europę. Mimo wszystko na papierze wygląda na bardzo solidną drużynę, o czym niestety w pierwszym starciu mogli się przekonać zawodnicy Wisły Kraków.
Rezultat 1:6 wyjątkowo celnie oddał obraz spotkania. Belgowie z łatwością raz po raz wchodzili w pole karne Wiślaków, a przy tym wszystkim nie zabrakło im skuteczności. Różnica jakościowa między oboma zespołami była ogromna, nawet pomimo tego, że ewidentnie goście byli w komfortowej sytuacji i nie musieli szczególnie walczyć o kolejne trafienia.
Przede wszystkim za łatwo traciliśmy bramki. (…) Za nami bardzo ciężkie pojedynki. Gołym okiem było widać, że to była dużo lepsza od nas drużyna.
~ Rafał Mikulec
Pewnym pocieszeniem jest kontaktowe trafienie Wiślaków i kolejna bramka Angela Rodado. Problemy obronne Wisły były jednak na tyle ogromne, że ich trafienie nie zmieniło w zasadzie nic.
Po wysokiej porażce Wisły mało kto spodziewałby się, że Biała Gwiazda grając na wyjeździe zaprezentuje się o niebo lepiej. Gwoli ścisłości, polski zespół rywalizował z mniej silną jedenastką rywala, niemniej i tak na papierze był on mocniejszy od Krakowian.
Wisła zaprezentowała się z najlepszej strony – grała na swoich warunkach, zdołała wyeksponować swoją ofensywną twarz. W ten oto sposób, wykorzystując błędy defensywne rywali, piłkarze Kazimierza Moskali raz po raz trafiali do bramki i pędzili ku zremisowaniu dwumeczu. Kluczowy okazał się niestety kontaktowy gol gospodarzy, przy którym Uryga (zdobywca pierwszej bramki meczu) nie potrafił nadążyć za przeciwnikiem, który zanotował asystę przy jedynej bramce Brugge.
Pomimo tego gola Biała Gwiazda zamiast grać zachowawczo, to odważnie wychodziła do ataków. Były one zróżnicowane – Uryga zdobył bramkę głową po rzucie rożnym, Kiss po kontrataku, a Gogół i Zwoliński po szybkich atakach pozycyjnych. Choć na listę strzelców tym razem nie wpisał się Angel Rodado, to Hiszpan znów mógł się podobać. Cała ofensywa drużyny z Krakowa do ostatniej akcji starała się odrobić straty, ale okazało się to niemożliwe. Niemniej wyjazdowa wygrana 4:1 z takim przeciwnikiem musi wywoływać szacunek.
Wisła Kraków w ładnym stylu zakończyła swoje eliminacje do Ligi Konferencji. O ile nie udało się awansować, tak chyba nikt nie stawiał przed Wiślakami takiego zadania. Ich najważniejszą misją pozostaje teraz powrót do Ekstraklasy, czas pokaże, czy uda im się ją wypełnić.
Przede wszystkim chciałbym jednak podziękować zawodnikom za dzisiejszy mecz. Po pierwszym spotkaniu byliśmy w bardzo trudnej sytuacji. Nikt nie liczył tutaj na cud. My przyjechaliśmy ze świadomością, że możemy wygrać, jeśli zagramy na swoim dobrym poziomie i nie popełnimy błędów. Myślę, że to nam się udało. (…) Wygraliśmy 4:1 z zespołem z ligi belgijskiej i to na wyjeździe. Trudno więc mówić o niedosycie. Ten mecz pokazał, że możemy powalczyć i stać nas na dobrą grę
~ Kazimierz Moskal
Sukces, choć bez fajerwerek
2:0, 1:0 (razem 3:0) 
Wynik w 1. rundzie (el. LK): –
Wynik w 2. rundzie (el. LK): Wygrana 11:0 z Caernarfon (Walia)
Wynik w 3. rundzie (el. LK): Wygrana 4:3 z Brondby (Dania)
Zdecydowanie najłatwiejsze zadanie czekało Legię. Ich ostatnią przeszkodą na drodze do Ligi Konferencji okazała się kosowska Drita. Ekipa pochodząca z 50-tysięcznego miasteczka Gnjilane wprawdzie regularnie walczy w eliminacjach do europejskich pucharów, ale jak dotąd bez sukcesów.
Na ulicy Łazienkowskiej było to łatwo widoczne. Niemal cały mecz był pod kontrolą Legii, mimo że po pierwszej połowie panował bezbramkowy remis. W jej trakcie czerwoną kartkę otrzymał stoper rywali, co ułatwiło robotę Wojskowym. Pierwsza część meczu minęła jednak pod znakiem powolnego rozpędzania się gospodarzy, którym przy schodzeniu do szatni towarzyszyły gwizdy własnych kibiców.
Niezadowolenie kibiców (i najpewniej trenera) zaskutkowały pozytywnie. Legia w drugiej części meczu była bardziej konkretna pod bramką rywala. Kramer z główki otworzył wynik, a w końcówce rezerwowy Gual wykorzystał podanie na pustą bramkę. W ostatnich minutach już nadto widoczna była przewaga Wojskowych, którzy tylko przez własną nie skuteczność nie wcisnęli trzeciego, a może nawet i czwartego gola.
Na tle mało wymagającego rywala stołeczna drużyna zagrała poprawnie. To jeden z tych meczów, w których jest więcej do stracenia niż zdobycia. Zwycięstwo to obowiązek, a porażka to wielkie rozczarowanie. Niemniej cieszył jedyny triumf polskiego zespołu w pierwszych meczach ostatniej rundy eliminacji.
Najważniejsze w byciu faworytem jest posiadanie dojrzałości, by nie wydarzyło się nic złego, głupiego. Chodzi o to, by nie stracić gola po kontrze, nie dostać czerwonej kartki i rywalizować w osłabieniu. To wydaje się proste, ale takie nie jest, kiedy mierzysz się z zespołem, który nie ma nic do stracenia. W czwartek zagraliśmy bardzo dojrzały mecz
~ Goncalo Feio
Jeśli ktoś narzekał na Legię w pierwszym meczu, to lepiej dla niego, jeśli nie oglądał rewanżu. O starciu w Kosowie najlepiej byłoby jedynie powiedzieć, że się odbyło i zakończyło się zwycięstwem Wojskowych.
Legioniści zaprezentowali się bowiem przeciętnie, podobnie zresztą do rywala. Z wyjątkiem dwóch komicznych pudeł Wszołka i Guala z paru metrów, w meczu brakowało 100-procentowych lub nawet 80-procentowych okazji bramkowych.
Nie było w nim zbyt wiele poukładania, a raczej jeden błąd następował chwilkę po kolejnym. W końcówce faworyci sprawnie wykorzystali wpadkę przy wyprowadzaniu Drity, bo Vinagre szybko wrzucił do Pekharta, który spokojnie ustawił wynik na 1:0. Mimo końcowego rezultatu, przebieg gry wskazywał prędzej na bezbramkowy remis.
Co do meczu, nie spodziewałem się, że boisko będzie miało taki wpływ na przebieg spotkania. Patrząc na siebie, zastanawiałem się, czy dobrze postąpiliśmy, trenując w Polsce, bo nie mogliśmy sobie poradzić z tą murawą. Trudno nam było operować piłką, jest to do zastanowienia. To był mecz na trudnym terenie, były trudne warunki. Natomiast byliśmy drużyną dojrzałą, chcieliśmy wygrać i wygraliśmy konsekwencją. Zachowaliśmy kolejne czyste konto, nie odnieśliśmy kontuzji. Czasami w sporcie musisz wykonać zadanie. Wykonaliśmy je. Przyjdzie jeszcze czas na fajerwerki, teraz jest czas wyników.
~ Goncalo Feio
Dobrze dla zarówno współczynnika UEFA Legii, jak i współczynnika całej Ekstraklasy, że zawodnicy Goncalo Feio zwyciężyli na wyjeździe, niemniej styl ich gry był paskudny. Miejmy nadzieję, że w najbliższym czasie uda się go poprawić, a pozytywny wynik będzie jedynym, co zapamiętamy o tym dwumeczu.
Osiągnęliśmy pierwszy cel sezonu. Niewiele drużyn w Europie może się pochwalić pięcioma zwycięstwami i remisem w eliminacjach. Gratuluję piłkarzom, drużynie, sztabowi, klubowi. Nikt nie zabroni nam marzyć i awansować do kolejnej fazy. Natomiast teraz najważniejszy jest niedzielny mecz, bo chcemy zostać mistrzami Polski.
~ Goncalo Feio
Dziś w południe poznaliśmy również konkretnych rywali Legii i Jagielloni w LK.
Wojskowi zmierzą się z Realem Betis (domowy), Djurgarden (wyjazdowy), Omonoią FC (w), FC Lugano (d), FK TSC Backą Topolą (w) i Dynamo Mińskiem (d).
Mistrzowie Polski będą natomiast rywalizować z FC Kopenhagą (w), Molde FK (d), Olimpiją Lublaną (d), Mladą Bolesław (w), FC Petrocub (d) i NK Celje (w).
Na ten moment losowanie wydaje się sprzyjające, ale to zbyt wcześnie, by o tym przesądzać. W najbliższym czasie poznamy dokładne terminarze, dlatego tekst zostanie zaaktualizowany.