Wczorajszego wieczora odbyły się dwa fantastyczne mecze. Pierwszym z nich były derby północno-zachodniej Anglii, a drugim były derby Mediolanu. W obu tych starciach padło wiele bramek (bo razem było ich aż siedem) i były one bardzo istotne na krajowych rozgrywek, dlatego warto powiedzieć o nich parę słów.
Liverpool – Man United (4:0) 
Posiadanie piłki: 72% Liverpool, 28% Manchester United
Strzały: 14 Liverpool, 2 Manchester United
Strzały celne: 5 Liverpool, 1 Manchester United
*Spodziewane bramki: 2.09 Liverpool, 0.09 Manchester United
Wynik rywalizacji między dwoma najbardziej utytułowanymi angielskimi zespołami i przytoczone powyżej statystyki dość dobrze obrazują przebieg tego spotkania.
The reds doskonale pokazali tym meczem jak duża jest przepaść dzieląca ich zespół od Manchesteru United. Pierwszy gol dla drużyny Jurgena Kloppa padł już piątej minucie, kiedy Luis Diaz wykorzystał podanie Salaha. Siedemnaście minut później tablica wyników wskazywała już wynik 2:0 dla gospodarzy. Wówczas Sadio Mane doskonałym podaniem stworzył dogodną sytuację Mohamedowi Salahowi, który jej nie zmarnował. Choć w pierwszej części meczu Luis Diaz zdobył kolejnego gola, to nie został on uznany z powodu pozycji spalonej Kolumbijczyka.
Od tego momentu Liverpool wrzucił niższy bieg, bo był już pewny wygranej nad czerwonymi diabłami. Niezwykłe było to, że the reds tę wysoką wygraną osiągnęli bez jakiegoś ogromnego wysiłku. Szczególnie w drugiej połowie meczu widzieliśmy jak pewni siebie byli gospodarze – kiedy była taka potrzeba, Sadio Mane i Mohamed Salah kolejni raz ośmieszali obronę MU. Piłkarzem meczu musimy uznać Egipcjanina, ponieważ zaliczył on świetny występ zwieńczony dwoma golami. Tym samym Salah zakończył niechlubną serię ośmiu spotkań bez gola.
Rzecz jasna tak pozytywnych słów nie możemy użyć mówiąc o zespole Ralfa Rangnicka. Myślę, że warto od razu powiedzieć, że w tym spotkaniu zabrakło Cristiano Ronaldo i Paula Pogby. Pierwszemu z nich zmarło dwa dni temu dziecko, natomiast drugi już w dziesiątej minucie opuścił boisko z powodu kontuzji.
Jeśli już o tym wspomniałem, to muszę po raz kolejny skrytykować postawę obronną czerwonych diabłów. Katastrofalny występ zaliczyli Harry Maguire (kapitan red devils), Victor Lindelof i Diogo Dalot. Ofensywny tercet Liverpoolu wyglądał przy defensorach Man United jak przybysze z innej galaktyki. Napastnicy gospodarzy bez żadnych problemów ośmieszali swoich rywali, co musiało być smutnym widokiem dla kibiców z Old Trafford.
Przez jakiś czas piłkarze Rangnicka utrzymywali się przy piłce i głównie za sprawą Jadona Sancho i Bruno Fernandesa próbowali odrobić straty, jednak oddali oni zaledwie jeden celny strzał.
Wysoka wygrana the reds sprawiła, że Liverpool wskoczył na fotel lidera, a Manchester United spadł na szóstą pozycję. Bardzo możliwe, że piłkarze Kloppa już tego wieczora wrócą na drugie miejsce w tabeli Premier League, ponieważ Man City mierzy się dziś z Brightonem. Niemniej było to bardzo ważne zwycięstwo dla zespołu z Anfield, ponieważ pokazuje ono w jak doskonałej formie jest ta ekipa.
*Spodziewane bramki (Expected goals) to statystyka używana do reprezentowania prawdopodobieństwa okazji do zdobycia bramki. Na przykład strzał z 60 metrów ma 0.02 xG, natomiast uderzenie z rzutu karnego 0.79.
.
Inter – AC Milan (3:0) 
Posiadanie piłki: 48% Inter, 52% Milan
Strzały: 10 Inter, 19 Milan
Strzały celne: 4 Inter, 6 Milan
Wczorajsze derby są najlepszym przykładem tego, że statystyki potrafią wprowadzić człowieka w błąd. Patrząc bowiem na powyżej przytoczone liczby możemy pomyśleć, że Inter miał ogromne szczęście. W tym miejscu warto przytoczyć słynne słowa Radosława Kotarskiego: nic bardziej mylnego.
Po starciu Interu z Milanem możemy porównać tych pierwszych do ostatnich występów Realu Madryt. Zarówno mistrzowie Włoch jak i wicemistrzowie Hiszpanii potrafią przez długi okres cierpieć, aby w pewnym momencie wykorzystać błędy rywala. Piłkarze Simeone Inzaghiego choć na pewno nie dominowali przeciwników, to doskonale wykorzystywali luki w defensywie Milanu. Z tego powodu dublet zdobył Lautaro Martinez, a w końcówce ostatnie trafienie dorzucił nowy nabytek tego zespołu czyli Robin Gosens.
Bardzo ciekawy jest przykład Martineza, bo choć jest on najlepszym strzelcem swojej drużyny, to często zdarzają mu się posuchy strzeleckie – w lutym Argentyńczyk nie zdobył ani jednego gola (a zagrał w aż siedmiu spotkaniach), a od tego czasu już siedem razy pokonał bramkarzy rywali. Mimo tej chwiejnej formy 24-latka Simeone Inzaghi z pewnością jest zadowolony z występu młodego napastnika.
W drugim zespole, czyli ekipie Milanu po prostu zabrakło konkretów. Choć bardzo aktywna była lewa strona tej drużyny czyli Rafael Leao i Theo Hernandez, a gol Bennacera nie został uznany (ponieważ Kalou przeszkadzał bramkarzowi Interu), to zawodnicy Stefano Pioliego rozczarowali swoim występem. Rossonerim zabrakło wykończenia, bo Olivier Giroud nie oddał ani jednego celnego uderzenia. Podobnie do piłkarzy Manchesteru United popełnili oni sporo błędów w defensywie, które się na nich zemściły.
Wygrana Interu zapewniła podopiecznym Simeone Inzaghiego grę w finale Superpucharu Włoch, w którym zmierzą się z Juventusem lub Fiorentiną. Klęska Milanu w złym stylu zakończyła natomiast serię trzynastu meczów bez porażki tego zespołu. Najbliższy czas pokaże, czy to spotkanie utrudni Rossonerrim zdobycie pierwszego mistrzostwa Włoch od jedenastu lat.
Dzisiaj również odbędzie się kilka meczów. Najciekawszymi z nich będą starcia:
- Pogoni Szczecin z Rakowem Częstochowa (o 20:30 na antenie Canal+)
- Chelsea z Arsenalem (o 20:45 na antenie Canal+)
- Juventusu z Fiorentiną (o 21:00 na antenie Polsatu Sport Premium)
- Manchesteru City z Brighton (o 21:00 na antenie Canal+)
- Osasuny z Realem Madryt (o 21:30 na antenie Canal+)