Towarzyskie rywalizacje z Ukrainą i Turcją przed zbliżającymi się Mistrzostwami Europy z całą pewnością są warte odnotowania – obfitowały w urazy, gole i zwycięstwa. Co dokładnie się w nich wydarzyło?
Mecz z sąsiadami
W wygranej 3:1 potyczce z naszymi sąsiadami Ukraińcami na początku było nerwowo, ale finalnie trudno nie być z niej zadowolonym.
Już w piątej minucie z powodu niebezpiecznie wyglądającego urazu Arkadiusz Milik musiał opuścić plac gry, a w jego miejsce wszedł Kacper Urbański. Będąc precyzyjnym, debiutujący w kadrze 19-latek nie zagrał na pozycji napastnika Juventusu, ale jako pomocnik.
W tej roli odnalazł się bardzo dobrze, co chwila miał piłkę przy nodze i pomagał w rozgrywaniu akcji. Nie brakowało mu odwagi, imponował techniką, prawie zupełnie nie tracił piłki – zaliczył solidny debiut, który na pewno przyczynił się do powołania na Euro.
To spełnienie marzeń, ponieważ, jak wspominałem już na konferencji, ta gra z orzełkiem na Narodowym to było moje marzenie i ono się spełniło, więc oby tak dalej. Teraz się nie będę zatrzymywał i będę starał się wykorzystywać wszystkie szanse, które będę dostawał.
~Kacper Urbański
(…)
Zawsze jak wchodzę na boisko to staram się grać tak, jak grałem za dziecka, czyli cieszyć się tą piłką, bawić się. To jest moje hobby, to jest moja miłość i staram się to robić z zabawą.
Biało-czerwoni choć zagrali nieco eksperymentalnym składem (pojawili się w niej m.in. Skorupski, Walukiewicz czy Romanczuk), to wyglądali jak całkiem zgrany zespół. W wielu momentach spotkania dominowali Ukraińców, szczególnie przez pierwsze 30 minut.
Właśnie w tym okresie wspomniani wcześniej Walukiewicz i Romanczuk zdobyli bramki po rzutach rożnych. Stałe fragmenty gry były naszą mocną stroną, bo później Szymański z rzutu wolnego dośrodkował Adamowi Buksie, a ten był bliski trafienia.
Poza tym, Piotr Zieliński mający ostatnio problemy z regularną grą, zdobył może nieco przypadkową, ale i imponującą bramkę z dystansu. Kolejne gole napędzały podopiecznych Michała Probierza i potwierdzały udany występ na tle podobnego potencjałem rywala.
Zdarzały się błędy obronne, chociażby przy okazji utraty bramki, gdy Salamon i Kiwior zupełnie nie dogadali się kto ma zająć się Artemem Dovbykiem. Cała trójka naszych stoperów nie zagrała idealnie, gdyby nie dyspozycja Skorupskiego, to nieuwaga w kryciu mogłaby być ukarana. Na szczęście do tego nie doszło.
Poza Urbańskim, swoje szansę na grę podczas Mistrzostw Europy zwiększyli Zalewski, Zieliński i Buksa. Nie wypada pominąć pozytywnego występu Skorupskiego, ale trudno mu będzie wygrać rywalizację z grającym ostatni wielki turniej z reprezentacją Wojtkiem Szczęsnym.
Nie przekonali natomiast Romanczuk czy Skóraś, ale nie warto wieszać na nich psów i specjalnie krytykować, bo nie zagrali też aż tak paskudnie.
Tureckie zmagania
Znacznie bardziej wymagające starcie z Turkami o ile różniło się od poprzedniego wyzwania reprezentacji poziomem trudności, to również skończyło się zwycięstwem Polaków. Ponownie możemy je rozpatrywać na wiele sposobów – wyciągnąć kilka plusów, ale i mieć parę wątpliwości.
Jednym z nich musi być szybko objęte prowadzenie. Już w 11. minucie Jan Bednarek popisał się znakomitym (a w kadrze nie często można go pochwalić) długim podaniem do Lewandowskiego, a ten zgrał piłkę do Karola Świderskiego, który przytomnie zdobył bramkę na 1:0. Niestety obecny napastnik Chievo Verony celebrując trafienie nabawił się urazu stawu skokowego, podobno będzie wykluczony z gry do jutra.
To o tyle niepokojące, że w poprzednim meczu Arkadiusz Milik opuścił boisko z kontuzją kolana. Gdyby tego wszystkiego było mało, trzeci i zdecydowanie najistotniejszy z napastników, Robert Lewandowski również był zmuszony wcześniej skończyć mecz. Powód? Ból mięśnia dwugłowego uda, przez co ma przegapić pierwsze spotkanie Polaków na Euro.
Nie ma innego stanowiska niż to oficjalne. Tego jedynego, jakie przedstawił doktor Jaroszewski. Robert na pewno nie zagra w niedzielę z Holandią.
~ Michał Probierz
Wracając do samego spotkania, podobnie jak w meczu z Ukrainą, zdobyta bramka napędziła podopiecznych Michała Probierza. Parę minut później były świetne szanse na podwyższenie prowadzenia, ale zarówno Zalewski, jak i Piątek ich nie wykorzystali.
Długimi fragmentami, szczególnie w okresie 25-65 min. niestety to Turcy dyktowali warunki gry, a nasi rodacy głównie reagowali na ich poczynania. Utrata tylko jednej bramki w tym spotkaniu była zasługą Wojciecha Szczęsnego, nieskuteczności drużyny Calhanoglu oraz niemałego szczęścia.
Nie możemy jednak nie wspomnieć o paru genialnych zagraniach biało-czerwonych, chociażby groźnym kontrataku z 67 minuty zakończonym złym strzałem Urbańskiego czy wybitnym długim podaniu wspomnianego pomocnika Bolognii, które powinno skończyć się asystą.
Najważniejszym z nich była oczywiście akcja Nikoli Zalewskiego z 90. minuty, kiedy bez zbędnego respektu wszedł w pole karne i otaczany przez czterech rywali dał swojej drużynie ostatniego gola. Oczywiście zawodnikowi Romy należą się uznanie za tą sytuację, ale doceniłbym również świetną asystę przerzutem Sebastiana Szymańskiego. W tym spotkaniu długie piłki były niewątpliwie naszym atutem.
Nie ma to większego znaczenia, ale nie zasłużyliśmy na zwycięstwo w tym spotkaniu. Nieustannie należy poprawić grę w defensywie, możemy się martwić urazami, a duet Piotrkowski-Slisz nie popisał się w rozegraniu.
Z pozytywnej strony – Polacy nie przegrali żadnego z ośmiu meczów za Michała Probierza, a w spotkaniu z Turcją mieli znakomite momenty i w samym jego końcówce Nikola Zalewski dał kibicom powody do euforii. Kacper Urbański znów się popisał i możliwe, że w przeciągu tygodnia zapracował sobie na pierwszy skład na Euro. Są zarówno plusy, jak i minusy, ale w samej grze kadry, myślę, że jest więcej powodów do rozsądnego optymizmu.
Panikować czy wymagać?
Na pewno nie jedziemy na Mistrzostwa Europy jako zespół kompletny, gotowy do rywalizacji z najsilniejszymi w roli czarnego konia turnieju. Nasza drużyna dopiero się buduje, ale widać w tym procesie wiele pozytywnych symptomów, co jest miłą odmianą w porównaniu do kadry Fernando Santosa.
Rywalizacje z Holandią, Austrią i Francją będą bardzo wymagające, ale nie ma sensu już teraz wywieszać białej flagi i ogłaszać w narodzie kolejnej katastrofy. Pierwszy raz od dawna nie oczekuje się od reprezentacji znakomitego wyniku, więc być może bez wielkiej presji będzie o niego paradoksalnie łatwiej. A może po prostu mamy nikłe szansę i samemu próbuję się na siłę przekonać? Zobaczymy.
Polska – Holandia (niedziela 16.06, godzina 15:00)
Polska – Austria (piątek 21.06, godzina 18:00)
Polska – Francja (wtorek 25.06, godzina 18:00)