Polska znów przegrywa. Co można z tym zrobić?

Końcówką lutego w podcaście Tomasza Ćwiąkały, Bogusław Leśnodorski nazwał Polaków narodem zrywów. Słowa byłego właściciela Legii Warszawa trafnie określają nastroje panujące wokół reprezentacji narodowej, co szczególnie widać przy okazji tak emocjonującego turnieju, jakim są Mistrzostwa Europy.

Od jednej skrajności w drugą

Cofając się niemal równo rok w tył, mielibyśmy okazję posłuchać wielkich (uzasadnionych z resztą) lamentów związanych z wstydliwą wyjazdową klęską przeciwko Mołdawii (2:3). Przed marcowymi barażami dominowały głosy malkontentów mówiące, że w zasadzie nie warto jechać na Euro, by uchronić się przed kolejnymi upokorzeniami. Kilka dni zanim rozpoczęły się Mistrzostwa Europy większość środowiska piłkarskiego była w nastrojach delikatnego optymizmu. Po przegranej, ale dającej powody do większych nadziei rywalizacji z Holandią, wielu kibiców liczyła matematyczne szansę na awans z trzeciego miejsca. Ledwie pięć dni później okazało się, że Austria wcale nie jest błahostką i jak zawsze Polscy piłkarze zawodzą, a trener Probierz idealnie pasuje do paskudnej kadry, bo na wielkim turnieju nie potrafi zdobyć nawet jednego punktu.

To oczywiste, że piłka nożna powoduje wielkie emocje. Szczególnie ta reprezentacyjna, bo wiąże się z poczuciem tożsamości narodowej, a dodatkowo jej mecze są rzadsze i bardziej prestiżowe.

Nie zmienia to jednak faktu, że w przypływie wielkich emocji i pod wpływem efektu tłumu (dziś raczej tego wirtualnego, wypowiadającego się na X-ie czy w innych mediach społecznościowych) łatwo jest nie dostrzegać szerszego kontekstu. Myśleć tylko w perspektywie kilku ostatnich meczów, a nie dłuższego okresu.

Oczywiście mecz z Austrią był, jest i będzie powodem do wielkiego niezadowolenia dla środowiska piłkarskiego i generalnie Polaków. Krótkowzroczne jest jednak ocenianie całej reprezentacji przez pryzmat tylko tego spotkania. Nasza kadra jako pierwsza odpada z turnieju, być może nie zdobędzie żadnego punktu na Mistrzostwach Europy, najpewniej będziemy powodem żartów innych piłkarskich nacji.

Trudno było przetrawić tę porażkę (mowa o meczu z Austrią – przyp.red.) Nie powiem, że ona po jednym dniu „spłynęła”, tak jak zdarzają się porażki. Minęło trochę czasu, mamy nastawienie, by dobrze zakończyć ten turniej. Nic więcej nam nie pozostało.

~ Paweł Dawidowicz

W takim razie, jakie jest rozwiązanie problemu? Zwolnienie Probierza? Odstawienie Lewandowskiego? Nie – wyciągnięcie wniosków z przeszłości.

Punkt odniesienia

Oceniając zespół Michała Probierza musimy brać pod uwagę, w jakich okolicznościach 51-letni trener obejmował kadrę. Były szkoleniowiec Jagielloni został następcą katastrofalnego Fernando Santosa, za czasów którego ośmieszyli nas Czesi (1:3), Mołdawianie (2:3) czy Albańczycy (0:2).

Probierz nie dość że trafił do rozbitej, niezgranej kadry zawodników, którzy w reprezentacji co chwila uczyli się nowej koncepcji gry, to jeszcze do PZPNu co chwila tłumaczącego się z kolejnych afer.

Z tego powodu na naszą reprezentację można spoglądać nie jak na ekipę gotową na potyczki z Holendrami, Austriakami i Francuzami, ale na drużynę dopiero kształtującą się.

Ta sama Austria z Ralfem Rangnickiem u steru, która niedawno nas ośmieszała, w pierwszych sześciu meczach wygrała tylko raz. Równo dwa lata od tego okresu nie wygląda już na zespół przyzwyczajony do porażek, ale na czarnego konia Mistrzostw Europy.

Nie chodzi o idealistyczne dawanie każdemu trenerowi co najmniej pięciu lat pracy, ale obdarzenie go dłuższym zaufaniem i systematyczne rozliczanie jego ekipy z czynionego postępu (lub jego braku).

Ciągły plac budowy

Nasza drużyna narodowa to nieustanny plac budowy – wciąż brakuje solidnych stoperów grających z Jakubem Kiwiorem, a w środku pola dalej nie wiadomo kto powinien wystąpić koło Piotra Zielińskiego. Zawsze najwięcej zyskuje ten, który nie grał, bo jego rywal do pierwszego składu znów zawodzi.

Przechodzimy wymianę pokoleniową, podobnie do Grzegorza Krychowiaka na reprezentacyjną emeryturę przechodzą również Kamil Grosicki i Wojciech Szczęsny. Coraz częściej kwestionuje się Roberta Lewandowskiego.

W tym wszystkim co chwila rotujemy selekcjonerami. Od mundialu w Rosji mieliśmy aż pięciu różnych trenerów, dla porównania nasi najbliżsi rywale Francuzi jednego, a Austriacy dwóch.

Można nadmiernie krytykować reprezentację, nie zadowalać się ze wstydliwych występów z Austrią i już teraz wieszczyć apokaliptyczną przyszłość, gdy Robert Lewandowski nie będzie grał z orzełkiem na piersi. Warto jednak porównywać jak długo drużyny naszych rywali były budowane przez ich selekcjonerów oraz w jakiej pozycji reprezentacja Polski była rok temu.

Wówczas po porażce z Czechami i Mołdawią zarówno gra jak i atmosfera w drużynie narodowej dawała nieporównywalnie mniej powodów do jakichkolwiek nadziei.

Mając na uwadze ten szeroki kontekst, nie warto już teraz przekreślać Michała Probierza, kopać pod nim dołków i rozglądać się po rynku za jego następcą.

Jeśli nasz zespół będzie przez dłuższy okres tkwił w marazmie jak za Fernando Santosa, to będzie pora na zmiany. Ale kiedy krótko po zmianie trenera przegrywamy z rywalami z najwyższej europejski półki, to jest to zdecydowanie zbyt szybko na utratę wiary w naszego szkoleniowca.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *