Wokół Warszawskiej Legii pod wodzą nowego trenera pojawia się coraz więcej znaków zapytania, a okoliczności są coraz mniej sprzyjające.
Kontrowersyjny szkoleniowiec
W ostatnich latach sympatycy Wojskowych mogli się już przyzwyczaić do regularnych roszad na różnych poziomach. Choćby na ławce trenerskiej działo się wiele – od 2020 roku w Warszawie pracowało już pięciu różnych szkoleniowców.
Wydawało się, że władze słynnego klubu wyciągnęły lekcję z poprzednich pomyłek i na reszcie okażą więcej cierpliwości w stosunku do szkoleniowca pierwszego zespołu. W kwietniu po dwóch latach współpracy postanowiono jednak pożegnać się z Kostą Runjaiciem (w ostatniej dekadzie tylko jeden trener Legii pracował dłużej), a jego miejsce zajął Goncalo Feio. Wprawdzie aktualny menedżer Wojskowych wciąż ma poparcie „góry”, jednak rodzą się wątpliwości co do tego, iż taki stan będzie trwał wiecznie.
O nowym trenerze 16-krotnego mistrza Polski wiadomym jest, że ma wielki talent i potrafi osiągać imponujące wyniki. W Motorze Lublin od razu awansował z II do I ligi i odchodził, gdy zespół był w strefie barażowej do Ekstraklasy. Chwalili go piłkarze, trenerzy i niemal wszyscy, którzy mieli z nim okazję współpracować.
Razem ze wszystkimi zaletami 34-latka, Legia Warszawa ściągnęła jednocześnie szkoleniowca o bardzo trudnym charakterze. To jednak mało powiedziane. Młody trener tworzy wokół siebie tak negatywną atmosferę, jak to tylko możliwe.
Z Motoru Lublin odchodził po aferze, w której rzucił w prezesa klubu podkładką pod kartki. Ta niefortunnie trafiła w łuk brwiowy prezesa, który po chwili był cały we krwi i trafił do szpitala.
Mimo ledwie pół rocznego okresu pracy w Legii, Feio w obecnym miejscu pracy również pokazał swój brak dojrzałości. Po wyeliminowaniu Brondby z 3. rundy eliminacji do LK kibicom gości pokazał środkowe palce, co tłumaczył prowokacjami sztab rywali.
W nowym miejscu pracy, w relacjach z mediami ewidentnie daje po sobie poznać, iż z reguły jest poddenerwowany, łatwy do zaczepienia i najchętniej nie rozmawiałby z nikim.
Choćby ostatnio na konferencji prasowej po porażce z Rakowem nie wypadł najlepiej. Mimo wstydliwej klęski przekornie podkreślał, że jego zespół był lepszy od rywala. Gdy jeden z dziennikarzy zapytał go o prezesa drużyny z Częstochowy, Feio lekceważąco powtarzał w kółko, że nie wie o kogo chodzi. Poza tym kontynuował oskarżanie rywali o wcześniejsze nagrywanie jego zespołu, choć próźno szukać dowodów na tak szalone teorie.
Trener Papszun też się wiele ode mnie nauczył. Nigdy nie zastanawiałem się, kto z nas jest lepszym trenerem. Nie mam odpowiedzi na to.
(…)
Jak przejąłem Legie pół roku temu, miałem trzy treningi, żeby przygotować się do meczu z Rakowem, które zostały nagrane dronem. Chciałem uniknąć podobnej sytuacji tym razem. Nie nagrali nas tym razem, więc osiągnąłem swój cel.~ Goncalo Feio
Nerwowość trenera mu nie pomaga. Jego postawa w stosunku do dziennikarzy i wizerunek wynikający z afer, o których pisałem w tym tekście, nie budują jego wiarygodności w oczach obserwatorów. Wokół jego osoby rosną coraz większe wątpliwości, zwłaszcza, że nieustannie czekają go wymagające zadania.
Ogromna presja
Dodajmy bowiem, że 34-letni trener nie pracuje na stosunkowo spokojnej posadzie (choć w polskim futbolu takich brakuje) szkoleniowca, przykładowo, Zagłębia Lubin, tylko Legii Warszawa, od której co roku oczekuje się mistrzostwa kraju.
Tak jak trener wspomniał: przed wami stoi drużyna, która zawsze będzie grała do końca, która odda wszystko dla Legii i będzie się wspierała. Oczywiście mamy jeden cel postawiony w tym roku: tylko mistrzostwo
~ Artur Jędrzejczyk (podczas prezentacji drużyny na trwający sezon)
Po trzech latach posuchy celem Legionistów jest właśnie tytuł mistrzowski. Legia może postawić sobie dowolny cel, pytanie tylko czy uda się go zrealizować. Z racji na zakwalifikowanie się do Ligi Konferencji, co oczywiście jest pewnym sukcesem Feio, zdobycie tytułu będzie arcytrudnym zadaniem, być może nawet niemożliwym do wykonania dla warszawskiego zespołu.
Zespołu, w którym doszło do sporych roszad – po oszczędzaniu funduszy w poprzednich oknach transferowych, czego ofiarą padł poprzedni trener, w klubie znalazły się wolne środki, które postanowiono zainwestować.

Jak widać na powyższej grafice, do Warszawy ściągnięto siedmiu zawodników walczących realnie o pierwszy skład i dwóch bardziej perspektywicznych piłkarzy (chodzi o Dudzińskiego i Oyedele). Z całą pewnością wzmocniono kadrę, jednak jak na razie zespół nie wygląda na zgrany i z racji na tak duże roszady personalne potrzeba pewnego czasu, by drużyna zaczęła poprawnie funkcjonować.
Wymagający maraton
Tego czasu jednak nie ma. Chcąc zdobyć tytuł mistrzowski podopieczni Goncalo Feio muszą bardzo regularnie punktować. Rywalizują w tej sztuce głównie z Lechem Poznań i Rakowem Częstochowa, czyli ekipami, które nie awansowały do europejskich pucharów i dzięki temu mają się spokojniej w rozgrywkach ligowych. Na ten moment ci pierwsi są dużo silniejsi od Wojskowych. Raków natomiast zdążył pokonać Legię w bezpośrednim pojedynku (1:0), przez co w stolicy zapanował niepokój.
W związku z sierpniową, również domową klęską z Piastem Gliwice (1:2) ekipa portugalskiego trenera już teraz ma pięć punktów straty do rywali z Poznania.
Dodatkowo z racji na grę na dwóch frontach (w zasadzie trzech, jeśli będziemy liczyć Puchar Polski) drużyna będzie zmagała się z trudnymi w polskich warunkach problemami. Często będzie musiała grać co trzy dni, nierzadko bez treningów i z koniecznością szybkiej odnowy fizycznej i mentalnej przed każdym kolejnym meczem. W takich warunkach nie tylko pierwsza 11-tka będzie musiała trzymać odpowiednią formę, ale i rezerwowi, którzy przy takiej intensywności będą kluczowi.
Już w najbliższym czasie Legię czekają trzy sprawdziany. Przeciwko Pogonii Szczecin, Górnikowi Zabrze i Jagielloni Białystok. Między drugim a trzecim z wymienionych spotkań dojdzie również do arcytrudnej potyczki z Realem Betis.

Przypomnijmy, że to już od początku października Legia będzie musiała łączyć występy w Ekstraklasie z Ligą Konferencji. Występy na europejskim podwórku poza tym, że oznaczają spore przychody dla klubu, są także równoznaczne z możliwością poprawienia sytuacji całego polskiego futbolu na arenie międzynarodowej.
Jak każdemu z polskich klubów w europejskich przygodach, Legii również warto kibicować w LK, bo jej ewentualne sukcesy mogą napędzić całą ligę. Z całą pewnością możemy jednak zaznaczyć, że nie będzie jej łatwo.
Sztuka kompromisu
Połączenie Legii, w której panuje ogromna presja wyniku, z jej nerwowym trenerem, (jak na razie) niezgranym zespołem oraz koniecznością łączenia walki o tytuł mistrzowski z grą w LK wydaje się mieszanką wybuchową.
Zrealizowanie tych ambitnych planów na ten moment wydaje się trudnym wyzwaniem, może nawet przekraczającym obecne możliwości ekipy z Łazienkowskiej. Z powodu temperamentu trenera Feio trudno mu zaufać, iż zdoła odnaleźć się w tak trudnych warunkach.
Sama gra w Ekstraklasie i LK nie należy do łatwych, w tym okresie kluczowy jest spokój i umiejętność wychodzenia obronną ręką z kryzysowych sytuacji, w które tak łatwo wpaść. Niestety szkoleniowiec z Portugalii na ten moment pokazuje, że gdy brakuje mu gruntu pod nogami, to nie potrafi zachować zimnej krwi.
Pamiętajmy też, że to jest nowa drużyna. Do etapu dominacji z piłką, tworzenie sytuacji za sytuacją w meczu, to wiele musi się wydarzyć. (…) Teraz chcemy wygrywać mecz za meczem i wygrać mistrzostwo. Sukces przychodzi przez cierpienie.
~ Goncalo Feio
Jeśli zespół faktycznie będzie się rozwijał pod wodzą nowego trenera, ale wyniki nie będą pozwalały na zaspokojenie stawianych celów, to czy zarządowi Legii wystarczy cierpliwości? Czy jeśli Feio finalnie się zmieni (trudno mi w to uwierzyć), to czy nie lepiej zaakceptować brak mistrzostwa w razie udanej przygody w pucharach?
Naturalnie, nie życzę Legii i szerzej patrząc polskiemu futbolowi, by jeszcze w tym sezonie Feio opuścił klub z Łazienkowskiej w atmosferze skandalu. Kolejna przebudowa drużyny w tak krótkim czasie nie jest zbyt rozważna, jednak w ekstremalnych warunkach może być jedynym rozwiązaniem.
Oby do tego nie doszło, bo szczególnie najsilniejsze rodzime zespoły powinny trzymać solidny poziom, osiągać imponujące wyniki w krajowej lidze i pucharach, aby móc w końcu napędzić cały polski futbol.
Nieuzasadniona zmiana trenera w tym nie pomoże. Jeżeli natomiast będzie konieczna, to będzie kolejnym kamyczkiem do ogródka właściciela klubu, Dariusza Mioduskiego.