Spacerek i trudna przeprawa, czyli o awansie na Euro

Kiedy po ostatnim grupowym meczu eliminacji do Euro pewnym było, że zagramy w barażach, trudno było o wielki optymizm. Finalnie nasi rodacy awansowali na Mistrzostwa Europy, a ich droga była co najmniej niecodzienna.

Spacerek po narodowym

*Grafika: Sofascore
*W 56 minucie za Frankowskiego wszedł Cash, później Za Casha (uraz) Puchacz, S. Szymański zmienił Zielińskiego, Buksa Świderskiego, a Moder wymienił Piotrowskiego


Wyjściowa jedenastka, na którą postawił Probierz, nie była całkowitą sensacją, ale nieco niespodziewana była obecność Jakuba Piotrowskiego (kapitana bułgarskiego Łudogorca Razgrad) i Pawła Dawidowicza (stopera Hellasu Verona). Dodatkowo, nie wszyscy byli zwolennikami wystawiania Zielińskiego, który ostatnimi czasy w związku z konfliktem z zarządem Napoli nie grał zbyt dużo, ale zawodnik swoim występem przekonał swoich przeciwników. Nasz selekcjoner nie pomylił się ze składem, szczególnie pozytywnie zaskoczył z nieoczywistym Piotrowskim i Nicolą Zalewskim, którzy rozegrali solidne zawody.

Omawiając to spotkanie nie zdołamy uciec od faktu, iż nasz rywal był bardzo mało wymagający. Obecnie zajmuje 123. miejsce w rankingu FIFA, a czwartkowe spotkanie dobrze pokazało, że nie jest to bezzasadne. Nie ma sensu przesadnie podniecać się rozbiciem słabej Estonii, ale warto wspomnieć, że Wyspy Owcze (113. w rankingu) czy Mołdawia (153.) również nie byli rywalami z naszej półki, a mimo tego potrafili nam sprawić sporo kłopotów.

Już od pierwszych minut białoczerwoni pokazywali swoją wyższość, i co najważniejsze, cały czas mieli inicjatywę. Grali odważnie, stwarzali sobie sporo okazji podbramkowych, głównie dzięki zagraniom rozgrywających (Zielińskiego i Piotrowskiego). Efektem tej gry była bramka Frankowskiego z 22 minuty po świetnym, prostopadłym podaniu drugiego z wymienianych pomocników.

Jakby tego wszystkiego było mało, po niecałych 5 minutach od objęcia prowadzenia, obrońca rywali dostał czerwoną kartkę i od tego czasu graliśmy z przewagą jednego gracza.

Do końca pierwszej połowy, choć niemal cały czas podopieczni Probierza mieli piłkę przy nodze, to nieco zwolnili i nie zdobyli żadnej bramki. Pewnym było, że w drugiej części będą musieli się postarać o podwyższenie wyniku, żeby nie doszło do głupiej wpadki.

Na szczęście do tego nie doszło, a po chwili po świetnej wrzutce Zalewskiego, Zieliński cieszył się ze strzelonej główki. Nasi zawodnicy nie poprzestali na tym i niecały kwadrans później Jakub Piotrowski zdobył gola meczu, którego możecie zobaczyć poniżej.

Później po wrzutce Zalewskiego padł gol samobójczy, a ostatniego, piątego gola Polaków zdobył S. Szymański, któremu asystował Zalewski.

Kiedy wydawało się, że czeka nas drugie spotkanie za Michała Probierza z czystym kontem, doszło do zdecydowanie najbardziej wstydliwego momentu spotkania. Otóż po, wydawało by się, niegroźnym rzucie z autu, kolejni reprezentanci Polski (Slisz, Moder i Bednarek) dawali się ośmieszyć słabszym przeciwnikom, aż ci oddali strzał, który pokonał nudzącego się dotychczas Wojtka Szczęsnego. Utrata bramki z Estonią, szczególnie w tak dramatyczny sposób, jest kompromitująca, bo to dowód, że nawet gdy gramy stosunkowo łatwy mecz, to nasza obrona i tak jest bardzo dziurawa.

Do końca meczu nie stało się już później nic ciekawego. Gospodarze wyglądali bardzo pewnie, zdarzały im się znakomite momenty, ale to nie powinno nas dziwić biorąc pod uwagę klasę rywala. Mecz dawał powody do optymizmu, bo rzadko kiedy udaje się nam tak gładko zwyciężyć. Na plus zaprezentowali się Piotrowski, Zieliński czy Zalewski, a znów na minus niewidoczny kapitan, Robert Lewandowski i Wojtek Szczęsny, który zdecydowanie nie pomógł przy serii pomyłek w defensywie.

Trudna, ale udana przeprawa

*Grafika: Sofascore
*W 80 minucie Salamon i Piątek zmienili Bednarka i Świderskiego, a w dogrywce do środka pola Probierz wprowadził Szymańskiego i Romanczuka kosztem Zielińskiego i Piotrkowskiego


Do spotkania z Walią podchodziliśmy w mieszanych nastrojach, bo choć mecz z Estonią mógł napawać delikatnym optymizmem, to chyba nikt nie spodziewał się, że finał baraży będzie tak prosty jak poprzedzający go mecz. I wcale nie był.

O tym jak groźny jest nasz rywal, szczególnie przekonaliśmy się w okresie od 30 do ok. 60 minuty spotkania. Wówczas gospodarze wielokrotnie testowali dyspozycję Wojtka Szczęsnego, a raz udało im się go nawet pokonać, ale po spalonym. Dodatkowo spory błąd zdarzył się naszemu golkiperowi podczas sytuacji z Janem Bednarkiem, kiedy długo nie było wiadomo, który z zawodników przejmie piłkę, co prawie skończyło się stratą pierwszego gola.

Choć warto zaznaczyć, że mecz był zacięty i momentami brutalny (łącznie aż 31 fauli i czerwona kartka Walijczyków), to nasi zawodnicy raczej nie odstawali od rodaków Garetha Bale’a. Tworzyli sobie jakieś sytuację i choć nie oddali finalnie żadnego celnego strzału, to absolutnie nie można z czystym sumieniem powiedzieć, że podopieczni Michała Probierza zostali zdominowani i stłamszeni na płaszczyźnie całego spotkania.

W dogrywce białoczerwoni nie zwalniali, czego najlepszym przykładem niech będzie strzał Piotrowskiego z setnej minuty, który był bardzo blisko okienka walijskiej bramki. Niestety chwilę później pomocnik głupio stracił piłkę, po czym by nie ryzykować straty gola, sfaulował rywala i dostał żółtą kartkę. Jakby tego było mało, chwilę później zdarzył mu się bardzo podobny błąd, czyli podanie do przeciwnika.

Finalnie żadna ze stron nie zdobyła bramki w 120 minutach gry i choć piłkarze z orzełkiem na piersi częściej mieli piłkę (58% do 42%) oraz wymieniali podania (prawie 670 do niecałych 500), to nie oddali żadnego groźnego strzału.

Konkurs jedenastek w przeciwieństwie do poprzednich części meczu był prawie idealny dla reprezentantów naszego kraju. Wszyscy egzekutorzy (kolejno Lewandowski, Szymański, Frankowski, Zalewski i Piątek) dość pewnie pokonali bramkarza rywali, a do tego ostatniego karnego rywali fantastycznie obronił Wojciech Szczęsny, dzięki czemu udało nam się zwyciężyć.

Co do indywidualności, to niestety dość słabo sprawdziła się nasza ofensywa, szczególnie duet napastników, który wyglądał, jakby pierwszy raz grał ze sobą, a nie jakby miał być naszym typowym ustawieniem z przodu. Ani Lewandowski ani Świderski nie przyczynili się do awansu, Robert jedynie wykorzystał pierwszy rzut karny, ale jak na niego to nic spektakularnego.

Na delikatny minus wyróżniłbym też Jakuba Piotrowskiego za wspomniane wcześniej straty w środku, ale z drugiej strony nie ma sensu go przesadnie krytykować, bo pomijając te 2 wpadki, zagrał dość dobrze i był nawet bliski zdobycia bramki na 1:0.

Pozytywnie zaprezentowały się oba wahadła, bo zarówno i Frankowski pokazał wysoki poziom w defensywie jak i ofensywie, a Zalewski pozbawiony obowiązków w obronie był aktywny w ataku na bramkę Walijczyków. Podobnie do Franka zagrał Slisz, który zaskakująco dobrze połączył destrukcję w środku z kreatywnością i jak na razie jest jednym z najpewniejszych kandydatów do wyjazdu na nadchodzące Euro.

Podobnie jak na mundialu w Katarze, najlepiej spośród całej polskiej drużyny zaprezentował się Wojciech Szczęsny, który zarówno w trakcie 120. minut regularnej gry, jak i w konkursie jedenastek pokazał, że mimo ogromnej konkurencji, wciąż jest niezaprzeczalnym numerem jeden w bramce kadry.

Nie ma co ukrywać, spotkanie z Walią wcale nie było fantastyczne w wykonaniu podopiecznych Michała Probierza, ale też Walijczycy na pewno nas nie ośmieszyli. Najważniejsze, co związane z tą rywalizacją, to jej skutek – reprezentacja Polski rzutem na taśmę zakwalifikowała się na tegoroczne Euro, co jest niezaprzeczalnie dobrą wiadomością. Trudno powiedzieć co nas tam czeka, ale bez wątpienia lepiej by nasi piłkarze się tam pojawili, niż żeby
mieli oglądać ten turniej sprzed telewizorów.

4 thoughts on “Spacerek i trudna przeprawa, czyli o awansie na Euro”

Skomentuj pendolinohummus Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *